Wsparcie na nianie ograniczyłoby liczbę zasiłków opiekuńczych

Dobrze działający system opieki domowej mógłby pomóc w czasie epidemii. Niestety zatrudnianych legalnie opiekunek jest coraz mniej, a suma świadczeń wypłaconych rodzicom z tytułu zajmowania się dzieckiem cały czas rośnie

<![CDATA[

Niania – obok żłobka i klubu dziecięcego – jest dziś jedną z form opieki, którą przewiduje ustawa z 4 lutego 2011 r. o opiece nad dziećmi w wieku do lat 3 (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 326). Niestety cały czas niewiele z nich jest zatrudnianych przez rodziców legalnie na podstawie umowy uaktywniającej.

Świadczą o tym statystyki. Z danych ZUS wynika, że na koniec września do ubezpieczenia zdrowotnego z tytułu sprawowania opieki nad dziećmi na podstawie umowy uaktywniającej było zgłoszonych 5,4 tys. osób. Dla porównania w pierwszym półroczu 2019 r. było to 7,3 tys., a na koniec roku 6,5 tys.

Żłobek lepszy?

Eksperci nie mają wątpliwości, że państwo ewidentnie postawiło na to, by dzieci korzystały z opieki zorganizowanej. Świadczy o tym m.in. zmniejszenie finansowania składek przy zatrudnieniu niani. Obecnie budżet państwa pokrywa należności do ZUS od tej części pensji opiekunki, która nie jest wyższa niż połowa minimalnego wynagrodzenia. Przed 1 stycznia 2018 r. ze środków budżetowych pokrywany był koszt składek emerytalnych, rentowych, wypadkowych i zdrowotnych opłacanych od kwoty minimalnego wynagrodzenia za pracę.

Katarzyna Przyborowska, radca prawny z kancelarii Lege Artis, potwierdza, że małe zainteresowanie umowami dla niań wynika przede wszystkim z konstrukcji przepisów. – Wiele opiekunek to młode osoby, którym nie zawsze zależy na legalnym zatrudnieniu. Państwo niestety nie stwarza odpowiednich zachęt, żeby można było tę szarą strefę ograniczyć – mówi ekspertka.

Doktor Tomasz Lasocki z Wydziału Prawa i Administracji UW uważa, że małe zainteresowanie umowami uaktywniającymi dla niań wynika przede wszystkim z kwestii finansowych.

– Rodzice muszą dwa razy zapłacić podatek dochodowy – za siebie i nianię, bo zatrudnienia opiekunki nie można odliczyć od podatku. Do wynagrodzenia trzeba doliczyć też składki na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne, które podnoszą koszty zatrudnienia. Dlatego tak wiele osób wciąż pracuje w tym zawodzie na czarno – zaznacza.

Ale to nie wszystko. Ekspert wskazuje, że bardzo duży problem jest także z technicznym rozliczeniem takiej umowy uaktywniającej. – System jest skomplikowany i nieprzyjazny. Sam miałem z nim do czynienia, gdyż zatrudniałem nianię na podstawie takiej umowy i wiem, ile z tym zachodu. ZUS jest bodaj najszybciej informatyzującą się instytucją publiczną, ale przydatny byłby program „proste zatrudnienie”, aby zatrudniający mógł intuicyjnie i poprawnie rozliczyć do kilku zatrudnianych. Obecnie bez wsparcia księgowego trudno to załatwić – zaznacza dr Lasocki.

Zasiłek to nie wszystko

– Dobrze działający system opieki domowej mógłby pomóc. Szczególnie teraz – w czasie epidemii – uważa dr Lasocki.

Zwraca uwagę, że państwo jest gotowe płacić olbrzymie pieniądze w postaci zasiłków opiekuńczych osobom, które przerywają zatrudnienie, żeby zająć się dzieckiem, a niczego nie oferuje tym, którzy chcieliby godzić opiekę z pracą zawodową albo zatrudnić nianię. – W ten sposób promujemy bierność zawodową, a osoby, które jednak chcą pracować, mają gorzej. Dlatego uważam, że trzeba byłoby wdrożyć rozwiązania, które uzupełniałyby kwestie dotyczące niań – mówi dr Lasocki.

Zdaniem Katarzyny Przyborowskiej wyższe dopłaty do wynagrodzenia niani mogłyby ograniczyć pobieranie zasiłku opiekuńczego, szczególnie w czasie epidemii. Obecne regulacje sprawiają jednak, że zatrudnienie opiekunki to dla rodziców żadna alternatywa. Dlaczego? – Umowa uaktywniająca może być zawarta tylko na opiekę nad dziećmi do 3 lat. Nie ma też zachęt finansowych – tłumaczy ekspertka.

Pozwólcie pracować!

Podobnego zdania jest Tomasz Lasocki. Uważa jednak, że powrót do pełnego dofinansowania składek niań od kwoty minimalnego wynagrodzenia (jak przed 2018 r.) to dziś za mało i należałoby pójść krok dalej. – Choćby na czas epidemii warto zastanowić się nad podwyższeniem wieku dziecka, do którego możliwa jest opieka. To kluczowe w okresie nauki zdalnej – wskazuje.

Podkreśla, że każda zatrudniona pomoc to jest oszczędzony zasiłek i legalna praca rodzica oraz opiekuna. Dlatego sugeruje wdrożenie przepisów, które pozwalałyby na przeznaczenie tej kwoty na zatrudnienie niani. – Przyjmijmy, że państwo płaci komuś 3 tys. zł zasiłku z tytułu opieki nad dzieckiem, bo przecież świadczenie w uproszczeniu stanowi 80 proc. pensji. Jeżeli ta kwota zostałaby wykorzystana w postaci ulgi w składkach lub podatkach przy zatrudnieniu opiekunki dla dziecka, to choć koszt jest dla państwa jest identyczny, zysk byłby nieporównywalny. Niania zapłaci przecież podatek od tego, co zarobi, a rodzic będzie pracować, co przełoży się na wpływy podatkowe i składkowe – tłumaczy dr Lasocki.

Dodaje, że okres epidemii to dobry czas na wdrożenie rozwiązań aktywizujących, a nie tych, które zachęcają rodziców do rezygnacji z pracy. – Warto dać im wybór, bo wielu z nich chciałoby być aktywnymi zawodowo, szczególnie że ich dzieci zostają w domu nie z powodu choroby, ale ze względu na zamknięcie placówek z powodu koronawirusa – podkreśla.

Pracodawcy poparliby takie rozwiązanie. – Dopłaty państwa do opieki nad dziećmi jako alternatywa dla zasiłku opiekuńczego to rozwiązanie, które pozwoliłoby firmom funkcjonować bez zakłóceń spowodowanych niedoborem kadry. Dla pracodawców to duży problem, gdy pracownika nie ma kilka miesięcy w pracy – zaznacza Katarzyna Siemienkiewicz z Pracodawców RP. 

]]

Lustracja w RDS ma zakończyć kryzys dialogu społecznego

Przedstawiciele rządu, związków zawodowych i pracodawców w Radzie Dialogu Społecznego będą musieli składać oświadczenia lustracyjne. Premier nie będzie mógł dowolnie odwoływać jej członków

<![CDATA[

Tak wynika z projektu nowelizacji ustawy o RDS, do którego dotarł Dziennik Gazeta Prawna. Dokument jest z 20 listopada 2020 r. i już został przekazany do konsultacji partnerom społecznym. Ma być to jeden z tematów poruszanych na dzisiejszym posiedzeniu rady.

Proponowane przepisy przewidują, że Prezydent RP odwoła członka rady, który złoży nieprawdziwe oświadczenie lustracyjne (co musi potwierdzić sąd prawomocnym orzeczeniem). Bardziej restrykcyjne przepisy mają dotyczyć przewodniczącego RDS. Funkcji tej nie będzie mogła pełnić osoba, która pracowała w organach bezpieczeństwa PRL, współpracowała z nimi lub pełniła w nich służbę (czyli zostanie z niej odwołana, nawet jeśli przyzna się w oświadczeniu do współpracy ze służbami PRL). Możliwe, że takie ostrzejsze rozwiązanie ostatecznie będzie dotyczyć wszystkich członków rady, bo – jak nieoficjalnie ustaliliśmy – opowiada się za tym część partnerów społecznych.

Nowe przepisy mają zakończyć personalno-legislacyjny kryzys w RDS. Rozpoczął się on jesienią zeszłego roku, gdy rotacyjne przewodnictwo w radzie objął prezydent Pracodawców RP, który – według IPN – współpracował ze służbami PRL (on sam zaprzecza; jest podejrzany o składanie fałszywych zeznań, prokuratura prowadzi postępowanie w tej sprawie).

Nowelizacja ma też rozwiązać spór na linii rząd – NSZZ „Solidarność”. W ubiegłym miesiącu przedstawiciele największego związku zawodowego zrzekli się członkostwa w RDS. Była to forma protestu, bo – ich zdaniem – rząd złamał zasady powoływania i odwoływania członków rady. Nowe przepisy przewidują uchylenie regulacji krytykowanych przez partnerów społecznych (i skierowanych już przez Prezydenta RP do Trybunału Konstytucyjnego). Premier nawet w okresie stanu epidemii nie będzie mógł więc już dowolnie odwoływać członków RDS. Umożliwi to powrót związkowców do prac rady w pełnym zakresie.

Rząd przekazał już partnerom społecznym projekt nowelizacji ustawy o Radzie Dialogu Społecznego. Zakłada on obowiązek składania oświadczeń lustracyjnych przez członków tego gremium. Nowe przepisy mają zakończyć spory personalno-legislacyjne, które trwają w ramach RDS od ponad roku.

Zgodnie z projektem wspomniane oświadczenia trzeba będzie składać w ciągu 30 dni od wejścia w życie nowelizacji (lub przedstawiać informację o złożonym już wcześniej oświadczeniu lustracyjnym). Zobowiązani do tego będą wszyscy członkowie rady urodzeni przed 1 sierpnia 1972 r. Jeśli nie dopełnią tego obowiązku, ich członkostwo w RDS wygaśnie z mocy prawa, co oficjalnie potwierdzi prezydent. W razie złożenia nieprawdziwego oświadczenia (stwierdzonego prawomocnym orzeczeniem sądu) prezydent odwoła członka rady.

Bardziej restrykcyjne przepisy mają dotyczyć przewodniczącego RDS. Funkcji tej nie będzie mogła pełnić osoba, która pracowała w organach bezpieczeństwa PRL, współpracowała z nimi lub pełniła w nich służbę. Z dniem ujawnienia takich okoliczności prezydent odwoła ją z pełnionej funkcji.

– Złożenie zgodnego z prawdą oświadczenia lustracyjnego, z którego będzie wynikać fakt pracy, współpracy lub służby w organach bezpieczeństwa państwa z lat 1944–1990, nie będzie przeszkodą do objęcia funkcji członka Rady Dialogu Społecznego, ale uniemożliwi sprawowanie funkcji przewodniczącego rady – wynika z uzasadnienia projektu.

Jak ustaliła nieoficjalnie DGP, takie rozróżnienie nie jest akceptowane przez wszystkich partnerów społecznych reprezentowanych w RDS. Część organizacji postuluje, aby rozwiązanie dotyczące – według projektu – jedynie przewodniczącego RDS obejmowało wszystkich członków (czyli w praktyce, aby ci ostatni nie mogli zasiadać w RDS także wtedy, gdy złożone przez nich oświadczenie lustracyjne potwierdzi fakt współpracy ze służbami PRL). To gwarantowałoby spełnianie najwyższych standardów przez osoby realizujące zadania publiczne (a praca w radzie wiąże się przecież m.in. z konsultowaniem i wpływaniem na ostateczny kształt legislacji gospodarczej oraz dotyczącej sfery zatrudnienia i polityki społecznej).

Wiele wskazuje więc, że ostateczny kształt omawianego projektu może się jeszcze zmienić. Cel nowych przepisów pozostaje jednak stały – chodzi o zakończenie sporów personalno-legislacyjnych oraz kryzysu, w jakim znalazła się RDS w ostatnim roku.

Przypomnijmy, że w okresie październik 2019 r. – październik 2020 r. funkcję przewodniczącego RDS pełnił Andrzej Malinowski, prezydent Pracodawców RP. Informacje o jego współpracy ze służbami PRL (według IPN; sam zainteresowany zaprzecza) były powodem zawieszenia udziału w prezydium rady dwóch innych organizacji – NSZZ „Solidarność” oraz Związku Przedsiębiorców i Pracodawców (prezydent Pracodawców RP jest też podejrzany o składanie fałszywych zeznań, prokuratura prowadzi postępowanie w tej sprawie).

Inny spór dotyczył art. 85 nowelizacji tarczy antykryzysowej (Dz.U. z 2020 r. poz. 568 ze zm.). Zgodnie z nim w okresie obowiązywania stanu zagrożenia epidemicznego albo epidemii to premier jest uprawniony do odwoływania członków RDS. Ta regulacja nie tylko została ostro skrytykowana przez partnerów społecznych (jako zamach na ich niezależność), ale też wywołała wątpliwości, czy w okresie pandemii można w ogóle powoływać nowych członków rady. Z tego powodu przedstawiciele NSZZ „Solidarność” zrezygnowali z członkostwa w niej.

Projekt nowelizacji przewiduje uchylenie wspomnianego art. 85 oraz art. 27 ust. 2a i 2b ustawy o RDS (przewidują możliwość odwołania członka rady przez premiera m.in. w przypadku utraty zaufania ze względu na współpracę ze służbami PRL oraz sprzeniewierzenia się działaniom rady; rząd początkowo w ten sposób chciał uregulować kwestię lustracji RDS). Takie samo rozwiązanie (uchylenie omawianych przepisów) jest też zawarte w kolejnym rządowym projekcie nowelizacji specustawy covidowej. 

Etap legislacyjny

Projekt w konsultacjach

]]

Ozdrowieńcy, którzy honorowo oddają osocze z ulgą w PIT

Ozdrowieńcy, którzy przeszli COVID-19 i którzy honorowo oddają osocze mogą, tak jak krwiodawcy, odpisać specjalną ulgę w PIT – poinformował we wtorek resort finansów. Przypomniano, że ulga wynosi 130 zł na 1 litr oddanej krwi czy osocza.

<![CDATA[

"Ozdrowieńcy #COVID19, którzy honorowo oddają osocze mogą skorzystać w rozliczeniu #PIT z odliczenia darowizny na cele krwiodawstwa" - przekazało Ministerstwo Finansów na Twitterze.

Na portalu podatki.gov.pl czytamy, że odliczeniu od dochodu/przychodu podlegają darowizny przekazane na cele krwiodawstwa, które są realizowane przez honorowych dawców krwi.

"Ulga przysługuje w wysokości iloczynu kwoty rekompensaty określonej przepisami wydanymi na podstawie art. 11 ust. 2 ustawy o publicznej służbie krwi (rozporządzenie Ministra Zdrowia) i litrów oddanej krwi lub jej składników. Zarówno za oddanie krwi jak i jej składników (np. osocza) przysługuje ta sama stawka rekompensaty w wysokości 130 zł za 1 litr" - wskazano na stronie.

Dodano, że "odliczyć można wartość faktycznie dokonanej darowizny - nie więcej jednak niż kwotę stanowiącą 6 proc. dochodu/przychodu darczyńcy. "Limit jest wspólny z odliczeniami z tytułu darowizn na cele kultu religijnego, na działalność pożytku publicznego oraz na kształcenie zawodowe" - wyjaśniono.

Ministerstwo dodało, że nie odlicza się darowizn zaliczonych do kosztów uzyskania przychodów albo odliczonych od przychodu na podstawie ustawy o zryczałtowanym podatku dochodowym od niektórych przychodów osiąganych przez osoby fizyczne/odliczonych od dochodu na podstawie ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych.

Przypomniano, że wartość darowizny, czyli oddanej krwi bądź osocza, należy udokumentować w jednostce, która zajmuje się pobieraniem krwi. W takim zaświadczeniu podawana jest ilość bezpłatnie oddanej krwi lub jej składników.

Resort dodał, że taką darowiznę odlicza się: w trakcie roku podatkowego przy - obliczaniu zaliczek na podatek przez podatników osiągających dochody z działalności gospodarczej oraz z najmu, dzierżawy, które podlegają opodatkowaniu przy zastosowaniu skali podatkowej; obliczaniu miesięcznego (kwartalnego) ryczałtu od przychodów ewidencjonowanych.

Można też to zrobić po zakończeniu roku podatkowego w zeznaniu PIT‑36, PIT‑37 lub PIT-28.

"Podatnik, który odlicza darowiznę jest zobowiązany w zeznaniu podatkowym wykazać kwotę przekazanej darowizny, kwotę dokonanego odliczenia oraz dane pozwalające na identyfikację właściwej jednostki organizacyjnej, która realizuje zadania w zakresie pobierania krwi" - podkreślono.

]]

Maląg: W 2021 r. powstanie 6,2 tys. nowych miejsc opieki dla dzieci do 3 lat

W przyszłym roku w ramach programu „Maluch plus” powstanie 6,2 tys. nowych miejsc opieki dla dzieci do 3 lat. Samorządy otrzymają na ten cel ponad 167 mln zł – powiedziała we wtorek minister rodziny Marlena Maląg.

<![CDATA[

Szefowa MRiPS podczas konferencji prasowej podkreślała, że wsparcie rodzin jest fundamentem rządu. Jak mówiła, wiele programów prorodzinnych zostało zrealizowanych i są one nadal kontynuowane. Wymieniła m.in. program "Rodzina 500 plus", "Dobry start" i "Mama 4 plus".

Maląg zaznaczyła, że oprócz finansowego wsparcia rodzin ważne jest też tworzenie odpowiednich usług, np. dla matek, które po urlopie macierzyńskim decydują się wrócić do pracy. Temu m.in. służy program "Maluch plus". Minister zwróciła uwagę, że przez ostatnie 5 lat udało się podwoić liczbę miejsc w żłobkach.

Szefowa MRiPS przekazała, że udało się rozstrzygnąć edycję 2021 programu "Maluch plus" w modułach skierowanych do samorządów na utworzenie nowych miejsc opieki.

"W tej edycji, którą dzisiaj podsumowujemy, powstanie 6,2 tys. nowych miejsc. Kwota, która zostanie przeznaczona na te miejsca, to ponad 167 mln zł" – powiedziała Maląg.

Wiceminister Barbara Socha dodała, że w przyszłorocznej edycji programu "Maluch plus" w 170 gminach w Polsce powstaną nowe żłobki. W prawie 100 to będą gminy, w których żłobków nie było.

Zapowiedziała, że w połowie stycznia 2021 r., ogłoszone zostaną wyniki pozostałych modułów programu, skierowanych do podmiotów prywatnych.

Socha podkreśliła, że od 2015 r. dwukrotnie zwiększyła się liczba miejsc opieki dla dzieci do lat 3, a tzw. wskaźnik użłobkowienia wzrósł z 12,5 proc. do 25 proc. dzisiaj.

"Przypomnę, że w ramach zaleceń unijnych powinniśmy dążyć do tego wskaźnika na poziomie 33 proc. My deklarowaliśmy, że do 2030 r. ten wskaźnik 30 proc. jesteśmy w stanie osiągnąć. Wszystkie dane, które mamy dzisiaj pokazują, że ten poziom osiągniemy znacznie wcześniej" – oceniła Socha.

Przypomniała, że w tegorocznej edycji programu Maluch plus" wprowadzono zmiany, które mają ułatwić podmiotom prowadzącym żłobki funkcjonowanie w czasie pandemii. Socha wymieniła m.in. przedłużenie czasu inwestycji do 30 listopada 2021 r.

"To oznacza, że te samorządy, które w tym roku rozpoczęły inwestycje i powinny je zakończyć z końcem tego roku, z racji pandemii mogą te inwestycje kontynuować i rozliczać do 30 listopada 2021." – wyjaśniła wiceminister.

Zwróciła uwagę, że został także wydłużony tzw. okres trwałości dla podmiotów, które tworzą miejsca w żłobkach. To czas, w którym podmioty muszą utrzymać placówki przez 5 lat.

"My ten okres od 1 stycznia 2020 do sześciu miesięcy po zakończeniu pandemii wyłączamy z tzw. okresu trwałości" – powiedziała Socha.

]]

Dobra wiadomość dla pracodawców i pracowników. MF: Podwyższone koszty w PIT przysługują niezależnie od faktycznego miejsca wykonywania pracy

Praca z domu w czasie pandemii nie pozbawia osobę mieszkającą z dala od firmy prawa do podwyższonych kosztów uzyskania przychodów – zapewniło Ministerstwo Finansów w odpowiedzi na pytanie DGP.

<![CDATA[

To dobra wiadomość dla pracodawców, którzy jako płatnicy odpowiadają za prawidłowe naliczenie i pobór zaliczek na PIT. Z odpowiedzi resortu finansów wynika, że nie muszą oni zmieniać swojej dotychczasowej praktyki i unikną dodatkowej, żmudnej pracy.

Co ważne, resort wyjaśnia, że podwyższone koszty przysługują „niezależnie od faktycznego miejsca wykonywania pracy na polecenie pracodawcy”. To dobra informacja również dla samych pracowników.

Zdalna praca

Co do zasady wysokość zryczałtowanych kosztów uzyskania przychodu, branych pod uwagę przy obliczaniu zaliczki na PIT, zależy m.in. od tego, jaką odległość musi pokonać zatrudniony z miejsca zamieszkania do pracy. Jeżeli ma blisko, to miesięcznie można odliczyć 250 zł, jeżeli mieszka w innej miejscowości, to odliczenie wynosi 300 zł (art. 22 ust. 2 ustawy o PIT). W ten sposób ustawodawca rekompensuje zatrudnionym podwyższone koszty dojazdu do pracy.

Wątpliwości w tym zakresie pojawiły się wskutek pandemii. Chcąc zastopować rozprzestrzenianie się COVID-19 , rząd zachęca firmy, by pozwalały pracownikom wykonywać swoje obowiązki z domów.

Zryczałtowane koszty pracownika

Pracodawcy tak robią, ale nie wiedzą, jak w takiej sytuacji potrącać zaliczkę na PIT od dochodów pracowników, którzy do tej pory dojeżdżali do pracy z innego miasta, a teraz cały miesiąc pracują zdalnie bądź pojawiają się w firmie tylko sporadycznie.

– Błąd może spowodować, że firma jako płatnik będzie musiała skorygować rozliczenia, a także dopłacić zaległy PIT od wynagrodzenia pracownika wraz z odsetkami za zwłokę – podkreśla Michał Rodak, doradca podatkowy z Grant Thornton.

Fiskus na korzyść

Ministerstwo Finansów poinformowało – w odpowiedzi na pytanie naszej redakcji – że w czasie pandemii podwyższone koszty uzyskania przychodu nadal się należą, mimo wykonywania pracy z domu (patrz ramka). Warunkiem – przypomina resort – jest złożenie przez pracownika oświadczenia o spełnieniu warunków do stosowania kosztów w tej wysokości. Złożone przez pracownika oświadczenie stosuje się – jak dodaje MF – do momentu, w którym pracownik powiadomi o zmianie stanu faktycznego.

Istotne jest również to, że według resortu podwyższone koszty przysługują „niezależnie od faktycznego miejsca wykonywania pracy na polecenie pracodawcy”.

– To korzystne stanowisko jest zgodne z literalnym brzmieniem przepisów. Ustawa nie mówi bowiem, że warunkiem zastosowania podwyższonych koszów jest wykonywanie obowiązków w „zakładzie pracy”– komentuje Ewa Czop, associate partner w JP Weber.

Nie temu miało to służyć

Ekspertka zwraca jednak uwagę, że celem podwyższonych kosztów jest zrekompensowanie dodatkowych wydatków na dojazd. Z taką sytuacją nie mamy natomiast do czynienia, gdy w grę wchodzi home office.

– Dobrze byłoby więc, żeby minister wydał w tym zakresie objaśnienia podatkowe, które będą chroniły podatników – uważa ekspertka.

Zdaniem Michała Rodaka przepisy należałoby po prostu zmienić i wprowadzić nową kategorię – zryczałtowanych podwyższonych kosztów dla przychodów uzyskiwanych z pracy zdalnej.

– Obecne podwyższone koszty zostały ustalone przez ustawodawcę w czasach, gdy większość pracowników wykonywała pracę z siedziby pracodawcy, natomiast praca zdalna była czymś sporadycznym – przypomina ekspert. Teraz – podkreśla – to się zmieniło, a home office stał się czymś normalnym.

– Pracownicy wykonujący swoje zdania w domu ponoszą dodatkowe koszty, tak jak dojeżdżający do pracy z innego miasta – zwraca uwagę Michał Rodak.

Lepiej odwiedzić firmę

Wątpliwości nie ma, według ekspertów, jeżeli pracownik pojawi się w firmie chociaż raz.

– Dotychczas organy podatkowe uznawały, że prawo do uwzględnienia kosztów uzyskania przychodów przysługuje, jeżeli pracownik w danym miesiącu przepracował chociaż jeden dzień – wskazuje Michał Rodak. W związku z tym, jego zdaniem, analogicznie należy podejść do pracy zdalnej.

– Jeżeli pracownik mieszkający poza miejscowością pracodawcy odwiedzi siedzibę pracodawcy chociaż jeden dzień w miesiącu, to powinny zostać mu naliczone podwyższone koszty uzyskania przychodów – mówi ekspert.

Inaczej – zdaniem ekspertów – jest w sytuacji, gdy pracownik cały miesiąc przepracuje w domu. Ewa Czop podkreśla, że dotychczas sądy administracyjne wyraźnie łączyły prawo do podwyższonych kosztów uzyskania przychodu ze świadczeniem pracy w miejscowości innej niż położenie firmy pracodawcy. Przykładem wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego z 3 marca 2016 r. (sygn. akt II FSK 30/14).

Zapadł on jednak w czasie, gdy o epidemii i przymusie pracy zdalnej nikt nawet nie myślał. 

Odpowiedź MF na pytanie DGP

„Tzw. podwyższone koszty uzyskania przychodów z tytułu stosunku służbowego, stosunku pracy, spółdzielczego stosunku pracy oraz pracy nakładczej (…) przysługują w przypadku gdy miejsce stałego lub czasowego zamieszkania pracownika jest położone poza miejscowością, w której znajduje się zakład pracy, oraz pracownik nie uzyskuje dodatku za rozłąkę lub zwrotu kosztów dojazdu do zakładu pracy (chyba że zwrócone koszty zostały zaliczone do przychodów podlegających opodatkowaniu).W sytuacji zatem, gdy w okresie obowiązywania stanu zagrożenia epidemicznego albo stanu epidemii, ogłoszonego z powodu COVID-19, miejsce stałego lub czasowego zamieszkania pracownika jest położone poza miejscowością, w której znajduje się zakład pracy, to niezależnie od faktycznego miejsca wykonywania pracy na polecenie pracodawcy, pracownikowi – tak jak dotychczas – przysługują podwyższone koszty uzyskania przychodów. Wyjątek stanowią sytuacje, gdy pracownik otrzymuje dodatek za rozłąkę lub zwrot kosztów dojazdu niezaliczony do przychodów podlegających opodatkowaniu.Warunkiem zastosowania podwyższonych kosztów uzyskania przychodów przy poborze zaliczek przez płatnika (zakład pracy) jest złożenie przez pracownika oświadczenia o spełnieniu warunków do stosowania kosztów w tej wysokości. Otrzymane od pracownika oświadczenie zakład pracy stosuje do momentu, w którym pracownik powiadomi go o zmianie stanu faktycznego. Oznacza to, że oświadczenie złożone w danym miesiącu (roku podatkowym) ma zastosowanie również do poboru zaliczek w kolejnych miesiącach (latach), jeżeli stan faktyczny wynikający z oświadczenia złożonego w miesiącach (latach) poprzednich nie uległ zmianie (art. 32 ust. 5 ustawy PIT)”.

]]

MF pracuje nad utworzeniem Systemu Informacji Finansowej

Resort finansów pracuje nad projektem ustawy o Systemie Informacji Finansowej m.in. do gromadzenia i przetwarzania informacji o otwartych i zamkniętych rachunkach – informuje Kancelaria Prezesa Rady Ministrów. Przepisy mają być przyjęte przez rząd w I kwartale 2021 r.

<![CDATA[

Jak podaje KPRM w wykazie prac legislacyjnych i programowych rządu, celem projektowanego aktu prawnego jest utworzenie Systemu Informacji Finansowej (SInF). Ma on służyć gromadzeniu, przetwarzaniu i udostępnianiu informacji o otwartych i zamkniętych rachunkach oraz o umowach o udostępnieniu skrytek sejfowych. Wskazane rachunki obejmują rachunki bankowe, rachunki w SKOK, rachunki płatnicze w innych podmiotach, rachunki papierów wartościowych, rachunki zbiorcze wraz z rachunkami pieniężnymi służącymi do ich obsługi.

"Informacje z SInF będą wykorzystywane na potrzeby realizacji zadań ustawowych sądów, prokuratury, właściwych służb – Policji, Centralnego Biura Antykorupcyjnego, Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Służby Kontrwywiadu Wojskowego, Agencji Wywiadu, Służby Wywiadu Wojskowego, Żandarmerii Wojskowej, Straży Granicznej, Generalnego Inspektora Informacji Finansowej oraz Krajowej Administracji Skarbowej" - wyjaśniono.

Zgodnie z uzasadnieniem do propozycji, projektowane rozwiązania zmniejszą koszty funkcjonowania oraz obciążenia biurokratyczne organów administracji publicznej oraz instytucji finansowych i innych podmiotów gospodarczych.

"Usprawnią działanie Generalnego Inspektora Informacji Finansowej i innych organów administracji publicznej uprawnionych do uzyskiwania informacji z SInF; zwiększą kontrolę nad realizowanymi działaniami służb w zakresie pozyskiwania informacji o rachunkach" - czytamy.

Zdaniem autorów projektu, zmiany ułatwią też lokalizowanie składników majątku w związku z postępowaniami prowadzonymi przez określone podmioty (służby, sądy i innego rodzaju organy publiczne) przy zachowaniu aktualnie obowiązujących przepisów określających procedurę takiego dostępu.

Ponadto - jak wskazano - zmiany umożliwią prowadzenie "analizy proaktywnej", polegającej na analizie danych hurtowych gromadzonych w rejestrze w celu typowania tych rachunków, które mogą być wykorzystywane do działalności przestępczej.

Zwrócono także uwagę, że głównym celem regulacji jest implementacja do polskiego prawa unijnych regulacji dotyczących zapobieganiu wykorzystywania systemu finansowego do prania pieniędzy lub finansowania terroryzmu oraz przepisów ustanawiających zasady ułatwiające korzystanie z informacji finansowych i innych informacji w celu zapobiegania niektórym przestępstwom.

Wyjaśniono, że państwa członkowskie mają czas na ustanowienie "scentralizowanych automatycznych mechanizmów" do 10 września 2020 r., natomiast implementacja wskazanej dyrektywy dot. zasad korzystania z informacji finansowych powinna nastąpić do 1 sierpnia 2021 r.

"W obecnym stanie prawnym brak jest jednolitego rozwiązania, umożliwiającego szybki i łatwy dostęp do pełnych i wiarygodnych informacji o miejscu przechowywania środków pieniężnych i innych, płynnych aktywów, zwłaszcza takich, które mogą mieć związek z przestępstwem" - napisano.

]]

Kleina: skłaniamy się, by poprawić zapisy dot. CIT od spółek komandytowych

Skłaniamy się, by poprawić zapisy dotyczące opodatkowania CIT-em spółek komandytowych, ale ich nie odrzucać – powiedział podczas poniedziałkowej konferencji przewodniczący senackiej komisji budżetu i finansów publicznych Kazimierz Kleina (KO).

<![CDATA[

W poniedziałek w Senacie odbyła się konferencja online „O sprawiedliwy system podatkowy – rozwiązania dla spółek komandytowych”, poświęcona zaproponowanemu przez rząd opodatkowaniu CIT-em spółek komandytowych.

Jak Kleina mówił, początkowo w komisji zastanawiano się nad wykreśleniem przepisów o spółkach komandytowych z ustawy i poprawieniem innych przepisów, by były korzystne dla podatników. Pojawiły się jednak wątpliwości.

"Myślimy, czy może warto byłoby jednak wprowadzić zapis inaczej traktujący firmy mikro, małe i średnie, żeby pozostawić ten system podatkowy dla tych spółek na dotychczasowych zasadach" - poinformował senator.

Dodał, że we wtorek o godzinie 18. odbędzie się posiedzenie komisji, wcześniej pewne propozycje będą konsultowane w gronie senatorów, członków komisji. "Wydaje się, że skłaniamy się w tym kierunku (...), ale to będzie decyzja dnia jutrzejszego, żeby przyjąć tę ustawę z poprawkami, żeby nie odrzucać tego opodatkowania spółek komandytowych" - powiedział.

Jak wskazał senator Krzysztof Kwiatkowski (niezależny) otwierając konferencję, przed Senatem jest jedna z najważniejszych decyzji dotyczących sfery gospodarczej, zasad prowadzenia biznesu przez polskich przedsiębiorców. "Podkreślam - polskich, bo (...) te zmiany, wbrew deklaracjom tych, którzy je przygotowywali, w żaden sposób nie dotykają kapitału zagranicznego, a w sposób szczególny dotykają prowadzenia biznesu przez polskich przedsiębiorców korzystających z formuły prawnej spółki komandytowej" - przyznał.

Według niego rozwiązania zaproponowane w projekcie dyskryminują wspólników spółek komandytowych w stosunku do innych spółek osobowych, np. spółek partnerskich. To, jak mówił, pogwałcenie jednej z najistotniejszych zasad - równości prowadzenia biznesu niezależnie od wybranej formy gospodarczej.

Krytyczne zdanie o propozycji opodatkowania CIT-em spółek komandytowych wyrazili zgodnie wszyscy uczestnicy konferencji reprezentujący organizacje pracodawców oraz doradcy podatkowi.

Prof. Adam Mariański, przewodniczący Krajowej Rady Doradców Podatkowych mówił, że większe obciążenia podatkowe wprowadzane nowelizacją dotkną tylko polskich przedsiębiorców prowadzących działalność gospodarczą w formie spółki komandytowej.

Według niego uzasadnienie zmian - uszczelnienie systemu podatkowego i zapobieganie unikaniu opodatkowania - nie ma związku z rzeczywistością, bowiem tego typu spółki nie są do tego wykorzystywane. Mariański powiedział, że służą one natomiast procesom sukcesyjnym w polskich przedsiębiorstwach.

"Ta zmiana przede wszystkim oznacza, że polscy wspólnicy - osoby fizyczne, zamiast 19 proc. podatku dochodowego będą podwójnie opodatkowani. Ekonomicznie ciężar opodatkowania wyniesie ok. 34,4 proc., a w przypadku małego biznesu ok. 25 proc." - obliczył. Większego ciężaru nie odczują natomiast zagraniczni wspólnicy spółek komandytowych.

Doradca podatkowy kwestionował też opinię o spodziewanych wyższych wpływach podatkowych, bowiem przepisy przejściowe pozwolą spółkom komandytowym na wypłatę zysków z lat poprzednich bez podwójnego opodatkowania.

"To oznacza, że przez wiele lat polskie spółki komandytowe będą wypłacały zyski, których nie wypłacały przez ostanie nawet 20-30 lat, kumulując je na potrzeby prowadzenia działalności gospodarczej" - wskazał.

Mariański mówił też o dyskryminacyjnym charakterze zmiany. Pytał, dlaczego np., prawnicy czy księgowi prowadzący działalność w formie spółki partnerskiej będą nadal płacić 19-proc. podatek liniowy, a wykorzystując spółkę komandytową, ich podatek wzrośnie podwójnie. To, zdaniem profesora, ewidentnie narusza zasady konstytucyjne.

Szef KRDP zaproponował przyjęcie poprawek, które z jednej strony przedłużą vacatio legis zmian do 2022 r., a z drugiej spowodują, że opodatkowaniu CIT-em będą podlegać tylko spółki ze wspólnikami zagranicznymi.

"Te dwie zmiany są konieczne, aby zapewnić zgodność ustawy z konstytucją i chronić polskich przedsiębiorców przed tym tornadem podatkowym" - ocenił.

Natomiast Fundacja Firmy Rodzinne zaproponowała, by ze zmiany wyłączyć spółki z sektora MŚP.

Prezydent Pracodawców RP Andrzej Malinowski przedstawił stanowisko Rady Przedsiębiorczości, która zrzesza dziewięć największych organizacji biznesowych w Polsce. "Rada Przedsiębiorczości wnioskuje o rezygnację z proponowanej zmiany legislacyjnej. Nie chodzi o poprawę, ale po prostu o wyrzucenie tej ustawy do przysłowiowego kosza" - powiedział.

Jego zdaniem ustawa jest modelowym przykładem tego, jak nie tworzyć prawa, a uzasadnienie, że jej celem jest uszczelnienie systemu podatkowego, Malinowski uznał za żenujące.

Uchwalona pod koniec października przez Sejm nowela ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych, ustawy o podatku dochodowym od osób prawnych, ustawy o zryczałtowanym podatku dochodowym od niektórych przychodów osiąganych przez osoby fizyczne wprowadza m.in. opodatkowanie spółek komandytowych CIT. Jak tłumaczyło Ministerstwo Finansów, głównym celem zmian jest uszczelnienie systemu podatkowego i obrona przed wyprowadzaniem pieniędzy do rajów podatkowych.

Zmiany, obok nadania spółce komandytowej statusu podatnika podatku dochodowego i rozszerzenia zakresu szacowania wartości transakcji, przewidują też m.in., że limit przychodów z bieżącego roku podatkowego uprawniających do korzystania z obniżonej 9 proc. stawki podatku CIT zostanie podniesiony z 1,2 do 2 mln euro.

Wprowadzono też limit odliczenia tzw. ulgi abolicyjnej do wysokości 1360 zł. Zdaniem MF, obecne stosowanie tzw. ulgi abolicyjnej nie realizuje polityki podatkowej, jeśli chodzi o eliminowanie podwójnego opodatkowania dochodów, a także nie zachęca do osiągania dochodów w Polsce. Ograniczenie ulgi abolicyjnej nie dotyczy dochodów osiąganych z tytułu pracy lub usług wykonywanych poza terytorium lądowym państw.

]]

Arytmetyka minimalnego wynagrodzenia: Podnoszenie zarobków nie zawsze się opłaca

Polska podnosi
minimalne wynagrodzenie – i zamierza to robić dalej. Części z nas ta
perspektywa może kojarzyć się z utratą pracy oraz znacznym wzrostem cen.
Dla innych to następstwo rozwoju gospodarczego. Jakie są konsekwencje
podwyższania minimalnego wynagrodzenia? I czy dla wszystkich podstawowa
pensja powinna być taka sama?

<![CDATA[

Doskonałych danych do obserwacji dostarczają Węgry, bo tamtejszy rząd podniósł płacę minimalną z 35 proc. do 55 proc. mediany zarobków. Efekty tej polityki przeanalizowali Péter Harasztosi (Europejski Bank Inwestycyjny) i Attila Lindner (Univesity College London). Ekonomiści wzięli pod lupę reakcje firm, jakie wywołała zmiana płacy minimalnej w zależności od ułamka zatrudnionych pracowników objętych podwyżką, oceniali też zmiany trendów w zatrudnieniu, produkcji, wzroście płac, kosztach pracy, wzroście cen oraz rentowności przedsiębiorstw.

Wzrost płacy minimalnej odbił się na kosztach pracy. Dla firm zatrudniających tylko pracowników, których dotyczyła podwyżka, średni koszt pracy wzrósł o 49 proc. w porównaniu z przedsiębiorstwami bez takich pracowników. Całkowite koszty pracy wzrosły o 32,5 proc. po dwóch latach od zmiany. W konsekwencji zatrudnienie w ciągu czterech lat od reformy zmalało o 10 proc. Ale pomimo spadku zatrudnienia pracownicy średnio zyskali na zmianach. Wzrost średniej płacy był silniejszy niż spadek zatrudnienia i wzrost kosztów – wynosił 58 proc. Zatem pracownicy odczuli podwyżkę. Ale kto za nią zapłacił? Z szacunków przedstawionych w artykule wynika, że około 75 proc. kosztów zostało przeniesionych przez firmy na konsumentów, resztę kosztów ponieśli przedsiębiorcy. Firmy podniosły ceny nawet o 13,5 proc., zaś ich średnioroczna rentowność zmalała o ok. 20 proc.

Czy wszystkie firmy zareagowały tak samo na poniesienie płacy minimalnej? Autorzy pokazują, że nie. Czynią to na podstawie elastyczności, czyli miar, które pozwalają ocenić siłę reakcji na zmianę jakiegoś czynnika w gospodarce. Przedstawione wyniki wskazują, że spadek zatrudnienia powodowany podniesieniem minimalnej płacy jest silniejszy w przedsiębiorstwach nastawionych na eksport lub działających w sektorach silnie związanych z zagranicą niż w firmach usługowych i operujących w sektorach produkujących na rynek krajowy. Nisko opłacani pracownicy, zatrudnieni w zakładach nastawionych na eksport, byli narażeni na dużo większe ryzyko utraty pracy i nie zyskali na podniesieniu płacy minimalnej. Wynika to z faktu, iż firmy te traciły konkurencyjność i obniżały produkcję. Natomiast osoby pracujące np. w lokalnych punktach usługowych mogły odczuć wzrost wynagrodzenia. Harasztosi i Lindner sugerują, że asymetrii w odpowiedzi na podniesienie płacy minimalnej może być więcej, np. może ona występować pomiędzy miastami czy regionami.

Również w Polsce można obserwować konsekwencje podnoszenia minimalnego wynagrodzenia, gdyż w latach 2007–2017 zostało ono podniesione z poziomu 33 proc. średniej zarobków roku do poziomu 44 proc. Efekty podwyżki badali Maciej Albinowski oraz Piotr Lewandowski z Instytutu Badań Strukturalnych. Szukali oni różnic w efektach wyższej płacy minimalnej pomiędzy regionami. Podzielili Polskę na 73 obszary różniące się wysokością zarobków. W regionach o najniższych zarobkach podwyższenie płacy minimalnej prowadziło do wzrostu wynagrodzeń – ale działo się to kosztem mniejszego wzrostu zatrudnienia, przy czym ten efekt był słabszy niż wzrost wynagrodzeń. Natomiast w regionach o średnich i wysokich zarobkach autorzy nie odnaleźli związku pomiędzy płacą minimalną a wzrostem wynagrodzeń czy tempem zatrudnienia. Oznacza to, że podnoszenie płacy minimalnej pomogło zredukować nierówności płacowe między regionami.

Wyniki przytoczonych badań wskazują, iż pozytywne efekty wyższej płacy minimalnej dominowały na negatywnymi. Czy jednak oznacza to, że z kolejnymi podwyżkami minimalnego wynagrodzenia negatywne konsekwencje nie zdominują tych pozytywnych? Albinowski i Lewandowski sugerują, że kiedy poziom płacy minimalnej stanie się zbyt wysoki, koszty jej podwyższania przerosną korzyści.

Co zrobić, aby minimalizować koszty podnoszenia minimalnego wynagrodzenia, tak by pracownicy i konsumenci stracili jak najmniej? Harasztosi i Lindner proponują płace minimalne dostosowane do sektorów, które pozwoliłyby firmom na mniejsze zwolnienia w obliczu wyższej płacy minimalnej. Takie rozwiązania istnieją np. we Włoszech i Austrii. Natomiast według Albinowskiego i Lewandowskiego ewentualne zmiany minimalnego wynagrodzenia należy szczególnie oceniać w kontekście regionów, gdzie wynagrodzenia są najniższe, ponieważ tam ich efekty są najsilniejsze. 

]]

GIS zaktualizował wytyczne dla przedszkoli: Dochodzą zapisy dotyczące kwarantanny

GIS zaktualizował wytyczne przeciwepidemiczne dla przedszkoli i żłobków. Zapisano w nich, że do placówek nie mogą przychodzić dzieci i pracownicy, jeśli ich domownicy przebywają na kwarantannie.

<![CDATA[

Jest to piąta aktualizacja wytycznych dla przedszkoli, oddziałów przedszkolnych w szkołach, innych form wychowania przedszkolnego oraz żłobków. Wprowadzono w niej zapisy dotyczące osób przebywających na kwarantannie.

Wcześniej w wytycznych były zapisy mówiące, że do przedszkoli, oddziałów przedszkolnych, innych form wychowania przedszkolnego oraz w żłobków mogą uczęszczać wyłącznie dzieci zdrowe, bez objawów sugerujących chorobę zakaźną oraz że nie wolno przyprowadzać dzieci, "jeśli w domu przebywa osoba w izolacji w warunkach domowych".

W aktualnej wersji wytycznych dodano zapis, że do placówki nie wolno przyprowadzać dziecka także wtedy, gdy "w domu przebywa osoba na kwarantannie".

Wprowadzono też analogiczny zapis dotyczący pracowników przedszkoli, oddziałów przedszkolnych w szkołach, innych form wychowania przedszkolnego oraz żłobków. Wcześniej w wytycznych wskazano, że do pracy mogą przychodzić tylko pracownicy bez objawów chorobowych sugerujących infekcję górnych dróg oddechowych oraz gdy domownicy nie przebywają w izolacji w warunkach domowych lub w izolacji.

W aktualnej wersji wytycznych dodano zapis, że do pracy w placówce nie można przychodzić także wtedy, gdy domownicy przebywają na kwarantannie.

Pozostałe zapisy w wytycznych nie uległy zmianie. Nadal GIS radzi, by do grupy dzieci przyporządkowani byli - w miarę możliwości - ci sami opiekunowie i by grupa wraz z opiekunem przebywała w wyznaczonej i stałej sali.

Powierzchnia każdego pomieszczenia przeznaczonego na zbiorowy pobyt od 3 do 5 dzieci wynosiła co najmniej 15 m kw. (wcześniej 16 m kw.); w przypadku liczby dzieci większej niż pięcioro powierzchnia pomieszczenia przeznaczonego na zbiorowy pobyt dzieci ulega zwiększeniu na każde kolejne dziecko o co najmniej 2 m kw. (bez względu na czas pobytu dziecka). Jednocześnie zastrzeżono, że powierzchnia przypadająca na jedno dziecko nie może być mniejsza niż 1,5 m kw.

W sali należy usunąć przedmioty i sprzęty, których nie można skutecznie uprać lub dezynfekować (np. pluszowe zabawki). Jeżeli do zajęć wykorzystywane są przybory sportowe (piłki, skakanki, obręcze itp.) należy je dokładnie myć, czyścić lub dezynfekować.

Należy wietrzyć sale co najmniej raz na godzinę, w czasie przerwy, a w razie potrzeby także w czasie zajęć. W miarę możliwości należy uniemożliwić stykanie się ze sobą poszczególnych grup dzieci (np. różne godziny przyjmowania grup do placówki, różne godziny zabawy na dworze).

Zaleca się korzystanie przez dzieci z pobytu na świeżym powietrzu, przy zachowaniu wymaganej odległości od osób trzecich - najlepiej na terenie podmiotu, a gdy nie ma takiej możliwości, wyjście na pobliskie tereny rekreacyjne.

Sanepid podkreśla, że do przedszkola i żłobka dziecko może przyprowadzać tylko osoba zdrowa.

Dystans, jaki powinni zachować rodzice i opiekunowie przyprowadzający i odbierający dzieci z placówki wobec pracowników podmiotu oraz innych dzieci i ich rodziców powinien wynosić minimum 1,5 m.

Przed wejściem do budynku należy umożliwić skorzystanie z płynu dezynfekującego do rąk oraz zamieścić informację o obligatoryjnym dezynfekowaniu rąk przez osoby dorosłe, wchodzące do podmiotu.

Wytyczne są dostępne na stronie internetowej GIS.

Poprzednią aktualizację wytycznych GIS opublikował pod koniec sierpnia.

]]

Gowin: Naszym priorytetem jest utrzymanie możliwie największej liczby miejsc pracy

Naszym priorytetem jest utrzymanie możliwie największej liczby miejsc pracy oraz zabezpieczenie płynności finansowej firm, szczególnie z najbardziej potrzebujących branż – mówił w czwartek wicepremier, minister rozwoju, pracy i technologii Jarosław Gowin podczas Rady Dialogu Społecznego.

<![CDATA[

W czwartek odbyło się posiedzenie Rady Dialogu Społecznego pod przewodnictwem wicepremiera, ministra rozwoju pracy i technologii Jarosława Gowina z udziałem premiera Mateusza Morawieckiego.

Według resortu tematami posiedzenia były m.in.: bieżąca sytuacja gospodarczej w kraju, planowane działania rządu dotyczące wsparcia dla pracowników i pracodawców w dobie pandemii COVID-19 oraz kwestia umowy społecznej.

Jak zaznaczył, cytowany w komunikacie przesłanym PAP, wicepremier Gowin obecność premiera Morawieckiego czwartkowym posiedzeniu RDS to "potwierdzenie wagi, jaką polski rząd przywiązuje do dialogu ze stroną społeczną oraz problemów, z jakimi od początku marca mierzy się polska gospodarka, w tym także rynek pracy".

"Naszym priorytetem jest bowiem utrzymanie możliwie największej liczby miejsc pracy oraz zabezpieczenie płynności finansowej firm, szczególnie tych z najbardziej potrzebujących branż. Może nam w tym pomóc umowa społeczna, nad którą – jestem przekonany – już wkrótce rozpoczniemy prace" - dodał.

Rada Dialogu Społecznego to najważniejsze krajowe forum współpracy rządu, związków zawodowych oraz organizacji pracodawców. W jej skład wchodzą przedstawiciele organizacji związkowych, organizacji pracodawców oraz rządu. Członków Rady powołuje Prezydent RP.

W czwartkowym spotkaniu RDS uczestniczyła też wiceszefowa MRPiT Olga Semeniuk oraz strona społeczna reprezentowana przez związki zawodowe i organizacje pracodawców.

]]