Fiskus zablokował rodzinną optymalizację podatkową

Restrukturyzacja, której głównym celem było uzyskanie prawa do dokonywania odpisów amortyzacyjnych od przeszacowanej wartości początkowej odziedziczonej nieruchomości, powinna podlegać klauzuli przeciw unikaniu opodatkowania – uznał szef KAS

<![CDATA[

Jego zdaniem takie działania mają charakter sztuczny i są sprzeczne z celem przepisów ustawy o PIT. To zaś wiąże się z obowiązkiem odmowy wydania opinii zabezpieczającej przed stosowaniem klauzuli.

Kłopotliwy majątek pospadkowy

Najnowsze stanowisko szefa KAS dotyczyło restrukturyzacji majątku przejętego w spadku przez osoby fizyczne. Do tej pory rzadko odnosił się do pytań o sposób, w jaki spadkobiercy mogą korzystnie zarządzać otrzymanym majątkiem o dużej wartości. Takie wątpliwości nie są zaś wcale rzadkie. Spadkobiercy nie mogą założyć w Polsce trustu, co pozwoliłoby na korzystne zarządzenie mieniem w ich imieniu, a więc decydują się na inne rozwiązania, np. zakładanie rodzinnych spółek.

– Firmy rodzinne i ich właściciele mają pełne prawo do dokonywania restrukturyzacji, aby zwiększyć efektywność prowadzonej działalności gospodarczej i zminimalizować związane z tym ryzyko – podkreśla Katarzyna Karpiuk, radca prawny w kancelarii Ożóg Tomczykowski.

Jak się jednak okazuje, restrukturyzacja rodzinnego majątku może być uznana przez fiskusa za optymalizację podatkową. Tak jak stało się w najnowszej sprawie.

Zwykłe działania optymalizacją?

Chodziło o trzech spadkobierców, którzy przejęli w spadku nieruchomość. Zdecydowali się na zniesienie jej współwłasności, dzięki czemu jeden z nich bez obowiązku dopłat czy spłat został jedynym właścicielem nieruchomości, którą planował wykorzystać w prowadzonej działalności gospodarczej w zakresie wynajmu lokali użytkowych. Następnie wszyscy spadkobiercy zawiązali spółkę osobową (spółka z ograniczoną odpowiedzialnością spółka komandytowa), a właściciel nieruchomości wniósł do niej aportem prowadzone przez siebie przedsiębiorstwo (w tym nieruchomość).

– Wykorzystywanie nieruchomości w ramach jednoosobowej działalności gospodarczej prowadziłoby do komplikacji, nawet mimo istniejącej instytucji zarządcy sukcesyjnego. Zawiązanie spółki komandytowej i wniesienie do niej przedsiębiorstwa wydaje się więc słusznym postępowaniem pod kątem sukcesyjnym – komentuje takie działania Katarzyna Karpiuk.

Dodaje, że wykorzystanie spółki z o.o. jako komplementariusza takiego podmiotu jest powszechnie wykorzystywanym modelem prowadzenia działalności, które ma na celu ograniczenie odpowiedzialności pozostałych wspólników (osób fizycznych), przy jednoczesnym wykorzystaniu wszelkich korzyści płynących ze struktury spółki osobowej. Ekspertka przyznaje jednak, że cała operacja mogła wzbudzić podejrzenia pod kątem podatkowym.

– Trudno wyciągać jednoznaczne wnioski, skoro nie znamy horyzontu czasowego podjętych działań, ale faktycznie mogły one prowadzić do podatkowych oszczędności – mówi ekspertka.

Jak oszczędzić na podatku

Takiego właśnie zdania był szef KAS. Stwierdził bowiem, że jednym z głównych celów wykonania całej operacji było uzyskanie przez wspólników korzyści podatkowej. Uniknęli bowiem w ten sposób ograniczenia zapisanego w art. 23 ust. 1 pkt 45 lit. a ustawy o PIT, zgodnie z którym nie mogliby zaliczyć do kosztów uzyskania przychodu odpisów amortyzacyjnych od wartości początkowej nieruchomości nabytej nieodpłatnie. Aport do spółki osobowej jest bowiem formą odpłatnego zbycia rzeczy.

Dzięki restrukturyzacji wspólnicy spółki komandytowej mogliby proporcjonalnie do swojego udziału w jej zysku dokonywać odpisów amortyzacyjnych od zawyżonej (uaktualnionej na dzień nieodpłatnego zniesienia współwłasności) wartości rynkowej nieruchomości. Niewątpliwie więc zmniejszyliby swoje zobowiązanie podatkowe, a więc jednym z głównych celów ich działania byłoby osiągnięcie korzyści podatkowej – uznał szef KAS.

Dodał, że restrukturyzacja była też sprzeczna z przedmiotem lub celem przepisów podatkowych (art. 23 ust. 1 pkt 45 lit. a ustawy o PIT). Dzięki wykonanym działaniom każdy ze wspólników spółki komandytowej, który nie zapłacił wcześniej podatku od spadków i darowizn od otrzymanego majątku, mógłby zaoszczędzić na PIT dzięki zawyżeniu kosztów uzyskania przychodu.

Zdaniem szefa KAS restrukturyzacja była też sprzeczna z celem innych przepisów, które nakazują kontynuację zasad wyceny składników majątku wniesionych aportem do spółki osobowej (art. 22g ust. 14a w związku z art. 22g ust. 12 ustawy o PIT) oraz kontynuację metod amortyzacji środków trwałych (art. 22h ust. 3a w związku z art. 22h ust. 3 ustawy o PIT). Przepisy te miały wykluczyć możliwość przeszacowania wartości początkowej środków trwałych wykorzystywanych wcześniej w działalności gospodarczej prowadzonej przez podatnika wnoszącego wkład do spółki osobowej – przypomniał szef KAS.

Dodał, że spełniona też została czwarta przesłanka do zastosowania klauzuli, tj. spadkobiercy działali w sposób sztuczny tylko po to, aby zaoszczędzić na podatku. Mogli bowiem założyć spółkę komandytową już po otrzymaniu spadku lub przed zniesieniem współwłasności nieruchomości.

Pozostały wątpliwości

– Rozstrzygnięcie szefa KAS budzi wątpliwości, bo z opisu stanu faktycznego nie wynika jednoznacznie, że sposób działania spadkobierców był sztuczny i brak było gospodarczego uzasadnienia dla podziału składnika majątku spadkowego przed jego wniesieniem do spółki osobowej – komentuje Przemysław Antas, radca prawny i doradca podatkowy w kancelarii ANTAS Tax & Legal.

W przekonaniu eksperta nie można bowiem twierdzić, że spadkobiercy powinni byli wnieść nieruchomość do spółki komandytowej przed dokonaniem działu spadku. – Pozycja poszczególnych wspólników mogła być w takim scenariuszu zupełnie inna. Przypominam, że komandytariusz uczestniczy w zysku i stracie spółki proporcjonalnie do rzeczywiście wniesionego wkładu. Sytuacja, w której spadkobiercy dzielą majątek przed jego wniesieniem do spółki rodzinnej, która będzie zarządzać tym majątkiem, może być uzasadniona względami rodzinnymi i ekonomicznymi – twierdzi Przemysław Antas.

Dodaje, że szef KAS przed wydaniem ostatecznego rozstrzygnięcia powinien zwrócić się do wnioskodawców o wyjaśnienie ewentualnych wątpliwości zgodnie z art. 119x ust. 4 ordynacji podatkowej.

Katarzyna Karpiuk apeluje z kolei, aby spadkobiercy przed dokonaniem restrukturyzacji sporządzali każdorazowo szczegółowe uzasadnienie prawno-ekonomiczne planowanych działań. – Złożoność procesów sukcesyjnych wiąże się z tym, że często skutki podatkowe są niejako „efektem ubocznym” kluczowych dla rodziny decyzji biznesowych – podsumowuje ekspertka. 

Jak działa klauzula przeciw unikaniu opodatkowania?

Odmowa wydania opinii zabezpieczajacej z 9 czerwca 2020 r. (sygn. DKP3.8011.17.2019) oraz informacja dotycząca odmowy wydania opinii zabezpieczającej z 24 czerwca 2020 r. (nr 190058/K)

]]

Podatnicy mylą WIS z interpretacją indywidualną [WYWIAD]

Wiążąca informacja stawkowa nie rozstrzyga o możliwości zastosowania zwolnień podatkowych ani nie odnosi się do stanowiska wnioskodawcy – mówi Ewa Łuczak, dyrektor Krajowej Informacji Skarbowej.

<![CDATA[

1 lipca wejdą w życie przepisy o matrycy VAT. Tego samego dnia zaczną też obowiązywać wiążące informacje stawkowe. Ile do tej pory podatnicy złożyli wniosków o ich wydanie?

Do 23 czerwca 2020 r. wpłynęły 8434 wnioski.

A ile WIS zostało wydanych?

Wydaliśmy 3253 decyzje. Z uwagi na pandemię COVID-19 część terminów postępowań podatkowych była zawieszona na mocy tarczy antykryzysowej 2.0, jednak w tym czasie Krajowa Informacja Skarbowa nieprzerwanie pracowała i obsługiwała wpływające wnioski.

O co najczęściej pytają podatnicy?

Przede wszystkim o klasyfikację towarów. To 91 proc. wniosków. Wśród nich przeważają wnioski o wskazanie kodu CN i stawki VAT dla produktów spożywczych. Dużą grupę stanowią także wnioski dotyczące herbat, mieszanek herbacianych, przypraw, sosów czy dań gotowych.

Co do usług, to pojawiają się wnioski obejmujące usługi restauracyjne i kateringowe, usługi wstępów i działalności obiektów sportowych, kosmetyczne, utrzymania zieleni, hotelarskie oraz dotyczące świadczeń online, czyli z wykorzystaniem internetu.

Czy zdarzają się błędy we wnioskach?

Tak. Odnośnie do towarów najczęstszym błędem, z jakim się spotykamy, jest niepełny bądź podany w zbyt ogólny sposób skład towarowy. Podatnicy błędnie wnioskują też o klasyfikację towarów według PKWiU zamiast według CN.

Jeśli chodzi o usługi, to podatnicy najwięcej problemów mają ze świadczeniami kompleksowymi. Bardzo często uważają, że ich wniosek dotyczy usługi złożonej, a tak naprawdę mamy do czynienia z usługami odrębnymi, dla których należy złożyć osobne wnioski. Zdarzają się także sytuacje odwrotne – wniosek (WIS-W) dotyczy świadczenia złożonego, a podatnik chce uzyskać WIS na towar albo pojedynczą usługę.

Czy podatnik może liczyć na to, że dyrektor KIS wskaże, która usługa jest dominująca?

Jeżeli mamy do czynienia ze świadczeniem kompleksowym, to organ podatkowy w WIS wskazuje, które ze świadczeń jest główne (dominujące), podaje jego klasyfikację według CN albo PKOB, albo PKWiU oraz właściwą stawkę. W takiej sytuacji świadczenia pomocnicze dzielą los podatkowy świadczenia głównego.

Ilu towarów i usług może dotyczyć wniosek o wydanie WIS?

Wyłącznie jednego towaru albo jednej usługi, albo jednego świadczenia składającego się

z kilku towarów lub usług, które w ocenie wnioskodawcy razem składają się na jedną czynność podlegającą opodatkowaniu (czynność kompleksowa). W tym zakresie również zdarzają się błędy, ponieważ wnioskodawcy w jednym wniosku opisują zbyt wiele towarów lub usług.

Ponadto wnioski o WIS w zakresie usług są opisywane zbyt ogólnie. To zresztą najczęstszy powód wezwań ‒ konieczność uzupełnienia opisu usługi. Zasadne jest załączanie do wniosków umów dotyczących danego świadczenia, ponieważ o to najczęściej prosimy w wezwaniach.

Z kilkumiesięcznej praktyki wydawania WIS dostrzegamy również inny problem.

Jaki?

Wnioskodawcy traktują decyzje WIS podobnie jak interpretacje indywidualne. Nawet w taki sam sposób piszą wnioski. Tymczasem WIS to całkiem inna instytucja prawa podatkowego, w ramach której prowadzone jest specyficzne postępowanie podatkowe, zawężone wyłącznie do dokonania klasyfikacji towaru, usługi lub świadczenia kompleksowego w celu określenia stawki VAT. Dyrektor KIS nie rozstrzyga zatem w decyzji WIS np. o możliwości zastosowania zwolnień podatkowych. Określa jedynie odpowiednie przyporządkowanie usługi lub towaru według Nomenklatury Scalonej, PKOB albo PKWiU i uwarunkowaną takim przyporządkowaniem stawkę VAT (jeżeli przepisy powołują takie symbole). Zdarza się więc, że w zakresie np. usług objętych zwolnieniem przedmiotowym wydawana jest WIS określająca stawkę podatku.

Dlatego decyzja taka zawiera zastrzeżenie, że ustalona w niej stawka VAT ma zastosowanie wyłącznie w przypadku, w którym nie ma zastosowania zwolnienie z opodatkowania. Warto, by wnioskodawcy mieli tego świadomość.

Czy są jeszcze inne różnice między WIS a interpretacją?

W decyzjach WIS nie oceniamy stanowiska wnioskodawcy, jak ma to miejsce w interpretacjach indywidualnych. W prowadzonych postępowaniach analizujemy bowiem szczegółowo nie tylko opis towaru lub usługi zawarty we wniosku, lecz także załączone dokumenty, w tym umowy cywilnoprawne. Wnioskujemy o dostarczenie fotografii, etykiet, planów, schematów, katalogów, atestów, instrukcji, informacji dodatkowych od producenta oraz wszelkich innych umożliwiających dokonanie właściwej klasyfikacji towaru lub usługi. Wzywamy także czasem o dostarczenie próbki towaru, najczęściej w celu wysłania jej do badań laboratoryjnych.

Co w sytuacji, gdy stawka VAT nie zależy od zaklasyfikowania danego towaru lub usługi do odpowiedniej klasyfikacji (CN albo PKOB, albo PKWiU)?

Jeżeli stawka VAT zależy od spełnienia definicji (opisu) zawartej w odpowiednim przepisie ustawy o VAT lub pozycji załącznika do ustawy o VAT, wówczas przedmiotem postępowania zakończonego wydaniem WIS jest ustalenie, czy opisany przez podatnika towar lub usługa spełnia tę definicję.

Czy jeżeli według podatnika towary lub usługi składają się na jedną czynność podlegającą opodatkowaniu, to organ to weryfikuje?

Tak. Organ wydający WIS sprawdza w ramach prowadzonego postępowania, czy towary lub usługi, które w ocenie wnioskodawcy, razem składają się na jedną czynność podlegającą opodatkowaniu, faktycznie taką czynnością są. Często okazuje się bowiem, że ocena wnioskodawcy jest błędna. W takiej sytuacji wydanie WIS nie jest możliwe i wydajemy decyzję o odmowie wydania WIS, szczegółowo ją uzasadniając.

Co w takiej sytuacji ma zrobić podatnik?

Chcąc uzyskać wiążącą informację stawkową, powinien złożyć odrębne wnioski dla każdej usługi lub towaru.

Czy WIS będą chronić nie tylko podatnika, który o taką interpretację wystąpił?

WIS będą mogły posługiwać się również inne podmioty niż ten, dla którego została wydana wiążąca informacja stawkowa. Będzie mógł się nią posługiwać również zamawiający

w rozumieniu prawa zamówień publicznych. Warunkiem będzie, żeby przedmiotem transakcji był towar albo usługa, albo świadczenie kompleksowe tożsame pod każdym względem z tym, który jest przedmiotem WIS (czyli np. towar o identycznym składzie).

Co będzie oznaczać taka ochrona?

Wobec podatników powołujących się na taką ochronę nie będą prowadzone postępowania w sprawach o przestępstwa skarbowe lub wykroczenia skarbowe, nie będą naliczane odsetki za zwłokę lub też podatnicy będą zwolnieni z obowiązku zapłaty podatku.

Jednak opublikowane WIS-y są anonimizowane w części dotyczącej składu produktów i ich terminu do spożycia. W praktyce oznacza to, że z WIS nie skorzystają inne osoby, poza kontrahentami, którzy otrzymali taki dokument od podatnika?

WIS wraz z wnioskiem o jej wydanie zostaje zamieszczona w Biuletynie Informacji Publicznej KIS, po uprzednim usunięciu danych identyfikujących podatnika, zamawiającego i inne podmioty wskazane we wniosku, a także danych objętych tajemnicą przedsiębiorstwa.

Tajemnicą przedsiębiorstwa są informacje techniczne, technologiczne, organizacyjne przedsiębiorstwa lub inne informacje mające wartość gospodarczą, które jako całość lub w szczególnym zestawieniu i zbiorze ich elementów nie są powszechnie znane osobom zwykle zajmującym się tym rodzajem informacji albo nie są łatwo dostępne dla takich osób, o ile uprawniony do korzystania z informacji lub rozporządzania nimi podjął, przy zachowaniu należytej staranności, działania w celu utrzymania ich w poufności.

Ponadto w poz. 58 wniosku o wydanie wiążącej informacji stawkowej podatnik może podać dane, które chce traktować jako poufne. Nie są one publikowane. To przede wszystkim wnioskodawca decyduje, co chce ujawnić. I to on decyduje, czy poinformuje swoich kontrahentów o pełnej treści otrzymanego rozstrzygnięcia.

Niezależnie od tej decyzji kontrahenci i inne podmioty mogą zapoznać się ze zanonimizowaną treścią wydanej wiążącej informacji stawkowej w Biuletynie Informacji Publicznej KIS. A w razie jakichkolwiek wątpliwości mogą sami wystąpić o taką decyzję.

Podatnicy zgłaszają też problemy z przeszukiwaniem treści wydanych WIS. Dlaczego baza nie została stworzona na wzór tej, która dotyczy interpretacji podatkowych?

Specyfika wydawania WIS jest inna niż interpretacji podatkowych. WIS jest zbliżona charakterem do WIA (wiążącej informacji akcyzowej), wydawanej na potrzeby opodatkowania wyrobu akcyzowego albo samochodu osobowego. W pewnym zakresie jest też podobna do WIT (wiążącej informacji taryfowej) wydawanej na potrzeby importu i eksportu. Przy konstruowaniu przeglądarki wzorowano się zatem na działającej już przeglądarce umożliwiającej wyszukiwanie WIA.

Jednak w związku z dużym zainteresowaniem nową instytucją oraz rosnącą liczbą wydanych WIS rozpoczęto prace nad poprawą funkcjonalności wyszukiwarki WIS, tj. nad zapewnieniem dostępu do wszystkich wydanych WIS.

Obecnie wyszukana lista zawiera maksymalnie 20 po zycji. Czytelnicy zgłaszają, że to zdecydowanie za mało.

Faktycznie wynik wyszukiwania jest obecnie zawężony do 20 pozycji, ale jak powiedziałam, trwają prace nad poprawą funkcjonalności wyszukiwarki WIS i tym samym zapewnieniem dostępu do wszystkich wydanych WIS. Wprowadzając instytucję WIS, nie przewidywano aż tak dużego zainteresowania tą usługą. Wyszukiwarka zostanie więc dostosowana do aktualnych potrzeb użytkowników.

Czytelnicy wskazują, że wiążące informacje stawkowe nie zawierają streszczeń. To utrudnia wyszukiwanie.

Dla WIS ważny jest kod towaru (CN, PKOB) lub usługi (PKWiU), natomiast po wybraniu pozycji i zaznaczeniu „Pokaż szczegóły” pojawia się streszczenie decyzji.

Co się dzieje w sytuacji, gdy WIS straci ważność?

Wiążąca informacja stawkowa wygasa z mocy prawa, jeżeli w wyniku zmiany przepisów staje się niezgodna z tymi przepisami. Wygaśnięcie następuje z dniem wejścia ich w życie. Podatnik może wystąpić z nowym wnioskiem o jej wydanie.

Skąd inni podatnicy będą wiedzieć, że informacja nie jest już aktualna?

W BIP przy publikowanych WIS (decyzjach zmieniających WIS) umieszcza się komentarze o: zmianie lub uchyleniu WIS przez szefa KAS, zmianie WIS przez dyrektora KIS, zmianie WIS lub decyzji zmieniającej przez dyrektora KIS na skutek uwzględnienia skargi, uchyleniu WIS lub decyzji zmieniającej na skutek prawomocnego orzeczenia sądu.

W opisie do komentarza wskazuje się m.in. datę wydania oraz rodzaj pisma, na podstawie którego WIS lub decyzja została zmieniona lub uchylona.

Przewidujemy również podobną funkcjonalność w przypadku zmiany przepisów w zakresie matrycy stawek skutkujących wygaśnięciem wydanych już WIS.

]]

Polska nie przystąpiła do inicjatywy KE. Efekt? Nasze interpretacje nie chronią przed fiskusem w innych krajach

Polska nie przystąpiła do pilotażowej inicjatywy Komisji Europejskiej, czyli transgranicznych interpretacji indywidualnych w zakresie VAT. Cenę za to płacą właśnie krajowe firmy.

<![CDATA[

Potwierdza to najnowszy wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE. W orzeczeniu z 18 czerwca 2020 r. (sygn. akt C-276/18) TSUE nie zgodził się z opinią rzecznik generalnej Eleanor Sharpston, która w lutym br. uznała, że polska interpretacja indywidualna powinna chronić przedsiębiorcę przed zagranicznymi konsekwencjami za brak rejestracji i nieskładanie deklaracji VAT.

O tym, że polskie interpretacje indywidualne nie chronią przed problemami z zagranicznym fiskusem, pisaliśmy już wcześniej w DGP w artykule „Kto zarabia za granicą, ryzykuje podwójną zapłatą” (DGP nr 106/2019). Wtedy chodziło o spory o podwójne opodatkowanie w obu krajach (w Polsce i w Niemczech) tego samego dochodu. Spór miało rozwikłać dopiero porozumienie administracji podatkowych obu państw.

Tym razem spór toczył się o VAT, który w przeciwieństwie do podatku dochodowego jest w całej Unii Europejskiej zharmonizowany.

Unijny trybunał uznał, że nie dojdzie do podwójnego opodatkowania, jeżeli w odpowiedni sposób zostanie zastosowana unijna dyrektywa, zakładająca harmonizację systemu VAT. Natomiast w razie dwukrotnego pobrania podatku przedsiębiorca powinien móc starać się w jednym z państw o zwrot nienależnie zapłaconej daniny.

Unijne spory o podatek

– Wyrok unijnego trybunału wcale może nie chronić przed podwójnym opodatkowaniem VAT – uważa Przemysław Antas, radca prawny i doradca podatkowy w Antas Legal. Wskazuje, że jeśli węgierski sąd uzna po wyroku TSUE, że podatek powinien być zapłacony na Węgrzech, to nie można wykluczyć, iż polski fiskus odmówi zwrotu daniny nadpłaconej w kraju.

– W praktyce nie istnieje żaden skuteczny mechanizm arbitrażowy, który pozwoli rozwikłać ten spór – potwierdza Maciej Dybaś, doradca podatkowy w Crido.

Dziwi się, że Polska nie przystąpiła do pilotażowej inicjatywy Komisji Europejskiej, czyli transgranicznych interpretacji indywidualnych w zakresie VAT. W założeniu mają one pomagać w rozwiązywaniu podobnych sporów jak ten rozpatrzony właśnie przez TSUE.

Ekspert wyjaśnia, że w projekcie tym uczestniczy 17 państw członkowskich, w tym Węgry, ale nie Polska.

Jarosław Ziółkowski, doradca podatkowy w Independent Tax Advisers, zauważa, że przed podwójnym opodatkowaniem nie ochroni w pełni też pozyskanie interpretacji w dwóch państwach członkowskich, np. – jak w tym przypadku – w Polsce i na Węgrzech. Może się bowiem okazać, że obie są ze sobą sprzeczne.

– Z pewnością, rozpoczynając sprzedaż za granicę, należy w pierwszej kolejności skontaktować się z tamtejszymi specjalistami, by ocenić ryzyko podatkowe – zachęca ekspert.

Co orzekł TSUE

Wyrok TSUE dotyczył polskiej firmy KrakVet, która sprzedawała węgierskim konsumentom karmę dla zwierząt za pośrednictwem węgierskiej strony internetowej. Spółka oferowała dostawę za pośrednictwem zaprzyjaźnionego przewoźnika, z tym że kupujący mógł też wybrać inną formę dostawy.

Firma postarała się w Polsce o interpretację indywidualną, z której wynikało, że powinna ona płacić 8-proc. VAT w naszym kraju. Polski fiskus uznał bowiem, że spółka dokonuje dostawy krajowej na rzecz przewoźnika, a dopiero on dostarcza towar za granicę.

Węgierski fiskus ocenił to inaczej. Stwierdził, że polska firma dokonuje sprzedaży wysyłkowej, a skoro przekroczyła roczny jej limit (ustalony przez Węgry), to powinna była zarejestrować się i rozliczać podatek na Węgrzech. Dla spółki oznaczało to, że musi zapłacić VAT według węgierskiej stawki (27 proc.), a na dodatek jeszcze zapłacić sankcję (równowartość 380 tys. euro) za nieskładanie deklaracji podatkowych.

Węgierski fiskus zarzucił spółce, że dopuściła się nadużyć podatkowych w tym zakresie. Jednocześnie zig norował polską interpretację indywidualną.

Gdy spór trafił na wokandę, węgierski sąd administracyjny zawiesił postępowanie i zadał pytanie prejudycjalne do TSUE. Spytał, czy węgierski fiskus może odmiennie potraktować transakcję w sytuacji, gdy została już ona opodatkowana inaczej, zgodnie z polską interpretacją indywidualną. Chciał też poznać odpowiedź, czy faktycznie doszło tu do nadużycia podatkowego i gdzie ostatecznie powinien zostać rozliczony podatek.

Interpretacje bez znaczenia

TSUE orzekł, że węgierski fiskus miał prawo samodzielnie ocenić transakcje i nie był w tym zakresie związany polską interpretacją indywidualną. Wyjaśnił przy tym, że podatek powinien być rozliczony na Węgrzech, jeżeli okaże się, że faktycznie była to sprzedaż wysyłkowa, a polski dostawca odpowiadał za transport towaru do nabywcy.

Zastrzegł jednak, że to będzie musiał ocenić dopiero węgierski sąd. TSUE udzielił przy tym pewnych wskazówek. Węgierscy sędziowie będą więc musieli zbadać, czy zasadniczą częścią działalności polskiej firmy jest odpłatne oferowanie towarów zagranicznym nabywcom wraz z organizacją ich transportu, czy odpowiada ona za ewentualne uszkodzenia przesyłki, a także w jakim języku jest prowadzona strona internetowa służąca do oferowania produktów i jakie ma rozszerzenie (.pl czy .hu).

Trybunał nie dopatrzył się natomiast w tej sprawie nadużycia prawa przez polską spółkę.

To jeszcze nie koniec

– Stanowisko TSUE co do braku wiążącej mocy zagranicznych interpretacji indywidualnych może otwierać drogę do podwójnego opodatkowania nie tylko sprzedaży wysyłkowej, ale także transgranicznych transakcji trójstronnych. Może też spowodować, że zwiększy się pokaźna już liczba sporów o stałe miejsce prowadzenia działalności w VAT – zauważa Maciej Dybaś.

Podkreśla, że sporów o podwójne opodatkowanie jest naprawdę wiele. – Dość powiedzieć, że sam KrakVet czeka na wyrok TSUE w bardzo podobnej sprawie dotyczącej jego rozliczeń w Rumunii – dodaje ekspert Crido. 

Wyrok TSUE nie kończy sporów. Spółka czeka na rozstrzygnięcie w bardzo podobnej sprawie dotyczącej rozliczeń w Rumunii

trzy pytania

Czas już na mechanizm rozstrzygania sporów

Tomasz Michalik, doradca podatkowy i partner w MDDP

Jak ocenia pan wyrok TSUE w sprawie KrakVet?

Sądzę, że w tych ramach prawnych i przy tak sformułowanych pytaniach nie mogliśmy spodziewać się innego rozstrzygnięcia. A szkoda. Nie ma wątpliwości, że miarą harmonizacji unijnego systemu VAT jest nie tylko kształt wspólnych przepisów, ale i sposób ich stosowania przez poszczególne państwa członkowskie. Jeżeli bowiem istotą norm kolizyjnych, takich jakich te określające miejsce dostawy towarów czy świadczenia usług (czyli w istocie – w którym państwie czynności te mają zostać opodatkowane), jest zapewnienie, aby dana transakcja była opodatkowana tylko raz, to w razie nieprawidłowego wdrożenia do krajowego prawa przepisów unijnych albo odmiennej interpretacji tych reguł przez poszczególne państwa system przestaje działać. Może bowiem dojść do podwójnego opodatkowania danej czynności, względnie nieopodatkowania jej w ogóle, co jest równie niepożądane.

Takie sytuacje nie są chyba zbyt częste?

Niekoniecznie. Rosnące skomplikowanie transakcji wewnątrzunijnych może spowodować, że będzie ich jeszcze więcej. Poszczególne państwa bowiem, często pod presją poszukiwania wpływów budżetowych, nadmiernie rozszerzają rozumienie niedoprecyzowanych pojęć, aby za wszelką cenę uznać się za właściwe przy opodatkowaniu transakcji i żądać podatku. Weźmy przykład Polski, która arbitralnie poszerza rozumienie pojęcia stałego miejsca prowadzenia działalności gospodarczej, jedynie po to, aby uznać się za właściwe miejsce opodatkowania wielu usług, których miejscem opodatkowania powinno być inne państwo. To tworzy problem, bo drugie państwo może i często uważa przeciwnie. A to może prowadzić do opodatkowania usługi w obu krajach – w Polsce i w państwie kontrahenta. Należałoby więc stworzyć mechanizm rozwiązywania tego rodzaju sporów, tak aby z jednej strony kraje nie miały wrażenia zewnętrznej ingerencji w suwerenność rozstrzygnięć, ale z drugiej, by uchronić podatników przed podwójnym opodatkowaniem VAT.

W rozwiązaniu tych sporów nie pomogą – jak wiemy już z wyroku unijnego trybunału – krajowe interpretacje indywidualne. A czy są jakieś rozwiązania wewnątrzunijne?

Komisja Europejska podjęła bardzo niedoskonałą, ale jednak ciekawą próbę zainicjowania formuły międzypaństwowych interpretacji podatkowych. Niestety do pilotażowego projektu nie przystąpiły wszystkie państwa, w tym – z niewiadomych powodów – także Polska. A szkoda, bo takie sytuacje jak sprawa KrakVet powinny być rozstrzygane na bieżąco. Bez metod rozstrzygania tego rodzaju wątpliwości nigdy nie zostanie osiągnięta prawdziwa harmonizacja systemu. Z kolei bez pełnej harmonizacji systemu VAT obrót wewnątrzunijny będzie trudniejszy i bardziej ryzykowny niż obrót z państwami trzecimi. To byłoby absurdalne i warto to wreszcie zrozumieć.

]]

Skarbówka dzwoni z informacją o koniecznej korekcie. Podatnik dłużej poczeka na zwrot VAT

Często zdarza się, że tuż przed upływem 60-dniowego terminu podatnicy otrzymują telefon z urzędu skarbowego z informacją o konieczności złożenia korekty. Co zrobić w takiej sytuacji?

<![CDATA[

– Skorygowanie deklaracji VAT-7 z wykazaną kwotą do zwrotu na rachunek bankowy, jeszcze przed jej otrzymaniem, skutkuje przesunięciem terminu zwrotu. W takich przypadkach warto rozważyć wstrzymanie się ze składaniem deklaracji korygującej i dokonanie odpowiedniej zmiany rozliczenia dopiero po otrzymaniu kwoty zwrotu różnicy VAT – wskazuje Gerard Dźwigała, radca prawny i doradca podatkowy w Kancelarii Dźwigała, Ratajczak i Wspólnicy.

Dodaje, że jest świadkiem coraz częstszych sytuacji polegających na próbie telefonicznego lub e-mailowego przymuszania podatników do składania takich korekt.

– To fiskalna wersja metody „na wnuczka”: nastraszyć telefonicznie podatnika i żądać natychmiastowego niekorzystnego dla niego działania – komentuje Dźwigała.

Do 60 dni

Chodzi o sytuację, w której podatnik składa deklarację VAT-7 z wykazanym zwrotem nadwyżki podatku naliczonego nad należnym, np. w wysokości 1 tys. zł. I czeka. Zgodnie z art. 87 ust. 2 ustawy o VAT zwrot jest dokonywany na rachunek bankowy podatnika w terminie 60 dni od dnia złożenia rozliczenia.

Gdy podatnik jest już na końcówce terminu (nawet przedostatniego dnia), otrzymuje telefon z urzędu skarbowego i dowiaduje się, że znaleziony został błąd w rozliczeniach. Urzędnik informuje go o konieczności skorygowania deklaracji.

Jest problem

Jak się zachować w takiej sytuacji? – Wszystko zależy od tego, o jakiej kwocie mowa i jaki miałby to być rodzaj korekty, a więc czy ma być ona korzystna dla podatnika (zwiększenie wysokości zwrotu), czy dla urzędu skarbowego (korekta zmniejszająca wysokość zwrotu) – wskazuje doradca podatkowy Mariusz Makowski.

Gdy idzie o błędy na niewielkie kwoty lub zwiększające wysokość VAT do zwrotu, doradza wstrzemięźliwość.

– W przypadku telefonicznych wezwań ze strony urzędników do złożenia korekty, szczególnie na drobne kwoty, doradzam klientom, by się nie spieszyli. Telefoniczne wezwania w praktyce nie mają mocy urzędowej – tłumaczy ekspert.

Wyjaśnia, że zgodnie z art. 126 ordynacji podatkowej sprawy podatkowe załatwiane są w formie pisemnej lub w formie dokumentu elektronicznego. – Jeżeli termin dokonania zwrotu się zbliża, warto po prostu poczekać do tego terminu i dokonania zwrotu przez organ podatkowy – mówi Makowski.

Podobnej rady udziela Gerard Dźwigała. – Najlepiej takie żądanie przeczekać i niczego nie korygować – wskazuje, podkreślając, że korekta spowoduje, iż 60-dniowy termin na dokonanie zwrotu ruszy od nowa.

Więcej, tylko później

Gerard Dźwigała dodaje, że z jego doświadczenia wynika, iż skarbówka często znajduje w rozliczeniach nawet błędy popełnione na niekorzyść podatników, tzn. okazuje się, że wykazali oni za mały podatek naliczony.

– Na przykład VAT należny wynosi 100 zł, naliczony 130 zł, a podatnik wykazał w deklaracji 120 zł. Urząd powinien więc zwrócić mu 30 zł, a nie 20 zł, o które zawnioskował. Jeśli jednak podatnik skoryguje deklarację, przez kolejne 60 dni nie zobaczy żadnych pieniędzy – komentuje Dźwigała.

Jego zdaniem telefon ze skarbówki nie służy niczemu innemu jak wydłużeniu terminu na zwrot VAT.

– W takich sytuacjach radzę klientom, aby poprosili o oficjalne pismo z żądaniem korekty, ponieważ takich spraw nie załatwia się telefonicznie. Następnie sugeruję, aby poinformowali rozmówcę, że przeanalizują dokładnie sprawę i przedyskutują to z księgowym, doradcą podatkowym albo zarządem, co prawdopodobnie uniemożliwi szybką korektę. To pozwala na wytrzymanie nacisku urzędnika i złożenie korekty dopiero po otrzymaniu pieniędzy – wskazuje ekspert.

Innej rady udziela tylko wtedy, gdy chodzi o błędy, których korekta jest korzystna dla fiskusa i które opiewają na duże kwoty.

– W takiej sytuacji, tj. gdy faktycznie istotnie zawyżyliśmy zwrot, rzeczywiście należy poważnie rozważyć korektę jeszcze przed otrzymaniem pieniędzy – wskazuje Dźwigała.

Wyjaśnia, że miał do czynienia z sytuacją, gdy urzędnik dzwonił do podatnika kilka razy dziennie, grożąc mu wszczęciem postępowania karnego skarbowego, a w obliczu braku korekty zwrócił podatek w terminie.

– Podatnicy muszą liczyć się jednak z tym, że nienależnie zwrócona kwota traktowana jest jak zaległość, względem której naliczone są odsetki – przypomina.

Sądy za fiskusem

Według ekspertów problem ze zwrotami podatku polega przede wszystkim na niedoskonałej legislacji. – Z przepisów powinno jasno wynikać, że urząd musi zwrócić to, co niesporne, oraz że korekta nie zmienia terminu zwrotu dla kwot niekorygowanych – komentuje Dźwigała.

– Niestety sądy nie stają w tym przypadku po stronie podatników. Od 15 lat orzekają bowiem, że korekta deklaracji kasuje deklarację pierwotną i w związku z tym organ podatkowy musi mieć czas, by zweryfikować zasadność wykazanego w tej korekcie zwrotu – dodaje Mariusz Makowski (zobacz np. wyroki NSA o sygn. akt: I FSK 1741/16, I FSK 1551/07, I FSK 1161/06, I FSK 87/06).

Fiskus może sam

Makowski przypomina, że urzędy mogą same korygować deklaracje. Pozwala im na to art. 274 par. 1 pkt 1 ordynacji podatkowej, w sytuacji gdy dokonana na skutek korekty zmiana nie przekracza 5 tys. zł.

– Urzędnicy niezbyt ochoczo z tego korzystają, wolą korekty składane przez podatników. Niewykluczone, że jest tak dlatego, iż skorygowanie deklaracji z urzędu nie pozwala na ponowne liczenie terminu na zwrot podatku, bo przecież dodatkowy czas jest tłumaczony koniecznością ponownego zweryfikowania zasadności zwrotu. Trudno się na to powołać w sytuacji sporządzenia korekty przez organ podatkowy – zwraca uwagę ekspert.

To samo w PIT

Problem dotyczy nie tylko zwrotu nadwyżki VAT, ale również nadpłaty w podatku dochodowym.

– W jednym z zeznań, które sporządzałem (z wykazaną nadpłatą) urzędnik wzywa do korekty, bo rzekomo błędnie wpisałem kwotę z jednego PIT-11. Sęk w tym, że kwotę wpisałem prawidłowo, zgodnie z otrzymanym PIT-11. Zastanawiam się więc, czy to płatnik wysłał dwie różne wersje PIT-11 (inną do urzędu, a inną do podatnika), czy po prostu urząd, wzywając do korekty, chce dać sobie kolejne trzy miesiące na dokonanie zwrotu – dodaje Makowski. 

opinia

Pośpiech nie zawsze się opłaca

Michał Goj, doradca podatkowy i partner w EY

Składając korektę deklaracji wykazującej nadwyżkę podatku naliczonego do zwrotu na rachunek, podatnik musi niestety liczyć się z tym, że termin zwrotu zostanie przez urząd wydłużony. Nie zawsze ma to uzasadnienie – np. jeśli podatnik składa korektę, która nie zmienia kwoty zwrotu VAT, są mocne argumenty za tym, że zwrot powinien być dokonany w terminie wynikającym z pierwotnej deklaracji. Szczególnie rozważnie powinni na pewno działać podatnicy, którzy zamierzają zwiększyć podatek do odliczenia. W wielu przypadkach nadmierny pośpiech może się nie opłacać. Czasem lepiej poczekać na zwrot w pierwotnej deklaracji i dopiero wówczas ubiegać się o dodatkowe środki. Jeśli urząd kwestionuje kwotę zwrotu z pierwotnej deklaracji, podatnik nie ma obowiązku składania korekty i może oczekiwać np. na decyzję ze strony organu. Tu jednak może pojawić się konieczność zapłaty sankcji VAT, a do czasu wyjaśnienia wątpliwości urząd może odraczać termin dokonania zwrotu. Dlatego dobrą praktyką jest nieco dokładniejsze przyjrzenie się przez podatnika rozliczeniu, w którym występuje o zwrot VAT – tak, żeby uniknąć niespodzianek na ostatnią chwilę. W praktyce nieprawidłowości wychodzą na jaw dopiero po przeprowadzeniu czynności sprawdzających, czyli blisko upływu terminu na zwrot VAT. W takiej sytuacji konieczność złożenia korekty może oznaczać, że podatnik długo będzie oczekiwał na zwrot. Choć warto pamiętać, że przepisy nie stoją na przeszkodzie temu, żeby organ szybciej dokonał weryfikacji skorygowanej deklaracji i dokonał zwrotu przed upływem terminu np. 60 dni.

]]

Koronawirus a przedszkola. Część placówek zniechęca do korzystania z ich usług

Większość samorządów gwarantuje opiekę w przedszkolu. Część z nich jednak zniechęca do korzystania z ich usług.

<![CDATA[

„W związku z obowiązującymi ograniczeniami i rygorystycznymi wytycznymi proszę o głębokie przemyślenie swojej decyzji dotyczącej opieki wakacyjnej” – podkreśla dyrekcja jednej ze stołecznych placówek na stronie WWW. I wylicza utrudnienia: ograniczony dostęp do placu zabaw, ale także i korzystania z toalety.

Z kolei w jednej z opolskich placówek dyrekcja, choć serdecznie zaprasza maluchy do spędzenia u nich wakacji, to dodaje, że „jednocześnie, pomimo wdrożenia nadzwyczajnych procedur chroniących dzieci i pracowników, zwracamy uwagę rodzicom, by byli świadomi możliwości zarażenia się ich dzieci, pozostałych domowników, opiekunów w przedszkolu i innych dzieci COVID-19”.

To tylko niektóre z wpisów, w których żłobki i przedszkola informują rodziców na swoich stronach, na jakich zasadach będą funkcjonowały w wakacje. To, co proponują, raczej zniechęca niż zachęca do pozostawiania dzieci latem w tego rodzaju placówkach.

Przedszkola zazwyczaj działały w trybie dyżurowym w trakcie wakacji. Obecnie, z powodu epidemii koronawirusa, w większości samorządów będą otwarte (w ograniczonym wymiarze, ale wszystkie). Między innymi po to, aby ograniczyć migracje dzieci i ewentualne rozprzestrzenianie choroby. Dla wielu to duży kłopot. Nauczycielom przysługuje 35 dni urlopu wypoczynkowego. Dochodzą do tego urlopy bieżące i spora liczba nadgodzin. Większość w czasie wakacji będzie miała wolne. Pracownicy przedszkoli już nie.

Dyrektorzy placówek tłumaczą, że nie chcą zniechęcać świadomie, a jedynie pokazują nową rzeczywistość. – Musimy poinformować, że piaskownica, huśtawki czy inne zabawki na placu zabaw nie będą dostępne dla dzieci. Nie ma ich jak dezynfekować, zwłaszcza dotyczy to piaskownicy. Zatem jeśli chodzi o naszą placówkę, do dyspozycji dzieci pozostanie teren zielony – mówi dyrektorka jednego z warszawskich przedszkoli. – Zdajemy sobie sprawę z tego, że w ten sposób nasza placówka z edukacyjnej zamienia się w przechowalnię. Nie mamy jednak innego wyjścia – dodaje.

Zgodnie z wytycznymi GIS dzieci nie mogą wymieniać się zabawkami. Z sal usunięte zostały przedmioty, których nie da się łatwo dezynfekować. Czyli m.in. pluszowe zabawki. Piłki czy inne sportowe przedmioty należy regularnie czyścić, a dzieci z różnych grup nie powinny się ze sobą stykać.

Jedna z dyrektorek wyjaśnia, że woli poinformować o panujących warunkach wprost, bo chce rzetelnych deklaracji od rodziców. – Gdy placówki wróciły do pracy po koronawirusie, rodzice zadeklarowali, że będą przyprowadzać dzieci, tak jak wcześniej. Tak było jednak tylko przez pierwsze dwa-trzy dni. Potem dzieci ubywało i w ostatnim tygodniu mieliśmy po dwoje, troje na cały żłobek. Tymczasem pań do opieki było osiem. Latem, wiedząc, ile dzieci będzie, lepiej rozplanuję urlop kadrze – mówi szefowa żłobka na warszawskiej Woli.

Liczą na to osoby zatrudnione w żłobkach i przedszkolach. Dziś przekonują, że nie bardzo wiedzą, po co właściwie przychodzą do pracy.

– Raczej dla towarzystwa niż do opieki – mówi jedna pracownic żłobka. Dodaje, że to niejedyny powód rozgoryczenia. Pracownicy żłobków najbardziej ucierpieli z powodu koronawirusa. Zostały im wypłacone gołe pensje, czyli bez dodatków motywacyjnych i stażowego.

– Nie pozwalała na to ustawa o COVID-19. Dlatego mogliśmy wypłacić pensje tylko za gotowość do pracy. W kwietniu było to 3100 zł brutto, w maju 3450 zł brutto. Dla porównania przed pandemią było to 3765 zł brutto – mówi Karolina Gałecka z zespołu prasowego UM Warszawy.

Dodaje jednak, że w czerwcu pracownicy żłobków dostaną już dodatek motywacyjny.

– Prezydent miasta podjął już decyzję w tej sprawie – dodaje.

Pracownicy żłobków bardzo liczą na ten zastrzyk gotówki. – Rozumiem, że w czasie epidemii nie świadczyłam pracy jak nauczyciele w szkołach. Nie znaczy to jednak, że nie miałam żadnych obowiązków. Byłam wzywana do żłobka, by uprzątnąć sale, bo został zaplanowany remont. Potem musiałam przyjść i posprzątać. To nie należy do moich obowiązków, a się godziłam. Poza tym oczekiwano ode mnie zaangażowania się w wolontariat, czyli pomoc osobom starszym i samotnym w czasie epidemii – mówi jedna z pracownic warszawskiego żłobka.

Ostatecznie, jak dowiedzieliśmy się w Urzędzie Miasta Warszawy – pracownicy żłobków nie zostali zaangażowani do pomocy. – Mieliśmy więcej wolontariuszy niż osób potrzebujących. Dlatego tę grupę osób wyłączyliśmy z pomocy – tłumaczy Karolina Gałecka. 

]]

Tarcza 4.0 skrojona pod rządowe spółki

Większość zmian w prawie pracy przewidzianych w kolejnej specustawie odpowiada na potrzeby firm publicznych. Dla tych prywatnych ma mniejsze znaczenie.

<![CDATA[

Obniżanie wymiaru pracy i pensji w związku z obciążeniem funduszy płacowych, limitowanie odpraw, zawieszanie świadczeń socjalnych – to tylko przykładowe zmiany z zakresu prawa pracy, przewidziane w tarczy antykryzysowej 4.0, nad którą pracuje Sejm. Teoretycznie rozwiązania te kierowane są do wszystkich pracodawców, którzy zmagają się ze skutkami pandemii, ale w praktyce są dopasowane do potrzeb przedsiębiorstw państwowych. To one mogą być ich największym beneficjentem.

Plątanina dopłat

Projekt umożliwi pracodawcom m.in. obcięcie etatu pracownika lub wprowadzenie przestoju (na zasadach określonych w specustawie antycovidowej; Dz.U. z 2020 r. poz. 374 ze zm.), nawet jeśli firma nie odnotuje odpowiedniego spadku obrotów gospodarczych (o 25 proc. w ciągu miesiąca lub 15 proc. w ciągu dwóch miesięcy). Wystarczy, że wykaże spadek sprzedaży towarów i usług w związku z epidemią (jakikolwiek) i wzrost udziału kosztów wynagrodzenia w proporcji do przychodów (na podstawie dość skomplikowanych obliczeń; konieczne będzie też zawarcie porozumienia ze związkami zawodowymi lub przedstawicielami pracowników w tej sprawie). Obniżenie etatu lub przestój w takim przypadku może trwać nawet przez rok od momentu odwołania epidemii.

– Dla przeciętnego pracodawcy procedura ta jest zbyt skomplikowana, wywołuje wątpliwości interpretacyjne. Trudno wskazać, komu ma ona służyć. Przekonamy się o tym w praktyce, gdy przepisy wejdą w życie – wskazuje Katarzyna Siemienkiewicz, ekspert Pracodawców RP.

Nie jest tajemnicą, że to nie przedstawiciele firm postulowali wprowadzenie takich ułatwień w organizacji pracy. Wprost wskazał to Maciej Witucki, prezydent Konfederacji Lewiatan (w rozmowie z „Money.pl”).

– Wygląda to na wrzutkę rządową dotyczącą głównie spółek Skarbu Państwa, w tym firm górniczych i energetycznych, które czekają w najbliższych miesiącach największe problemy. Na spotkaniach i rozmowach na linii pracodawcy–pracownicy postulat takich zmian wcale się nie pojawiał. Nie był omawiany. I nas zaskoczył – podkreślił.

Nie można zapominać też, że spółki Skarbu Państwa często funkcjonują w rozbudowanych strukturach właścicielskich, podziale na filie, oddziały, spółki córki itp. Nie każda z tych zależnych jednostek ma status odrębnego przedsiębiorstwa (a często jest oddzielnym pracodawcą) i nie zawsze jest w stanie wykazać konkretny – i odrębny od innych powiązanych spółek – spadek obrotów gospodarczych. A tylko jego odnotowanie umożliwia obecnie obniżenie etatów lub przestój na zasadach specustawy antycovidowej. Po zmianach będzie to możliwe także w razie obciążenia funduszu płac, a ten – skoro dana jednostka jest pracodawcą – można łatwiej wykazać. Nowe rozwiązanie może być więc korzystne właśnie dla wielkich holdingów. Podobnie jak np. limitowanie odpraw.

Ograniczone wypłaty

Zgodnie z projektem świadczenia związane z rozwiązaniem umowy o pracę w okresie pandemii mają być ograniczone do 10-krotności płacy minimalnej (26 tys. zł). Limit taki będą mogli stosować zatrudniający, którzy odnotują wspomniany wcześniej spadek obrotów gospodarczych (np. o 25 proc. w ciągu miesiąca) albo wzrost obciążenia funduszem płac. Projekt nie określa jednoznacznie, o jakie świadczenia chodzi, ale zdaniem prawników obejmie nie tylko odprawy przewidziane w ustawach (np. przy zwolnieniach grupowych), ale też te przewidziane w przepisach wewnątrzzakładowych, czyli np. układach zbiorowych pracy (pisaliśmy o tym w DGP nr 103/2020 „Firmy zaoszczędzą na odprawach”). A te częściej zawiera się w wielkich, państwowych firmach.

– Regułą jest, że porozumienia zbiorowe w niektórych sektorach przewidują dodatkowe świadczenia w razie rozwiązania umowy o pracę. Niektóre pakiety socjalne przewidują np. wypłatę wysokich świadczeń w razie niedotrzymania gwarancji zatrudnienia przez dany czas – tłumaczy Grzegorz Orłowski, radca prawny w kancelarii Orłowski Patulski Walczak.

To właśnie takie przedsiębiorstwa mogą więc zaoszczędzić na świadczeniach. Podobne znaczenie może mieć przepis, zgodnie z którym w okresie epidemii pracodawca ma prawo zawiesić obowiązek tworzenia zakładowego funduszu świadczeń socjalnych (ZFŚS), dokonywania odpisu na niego i wypłaty świadczeń urlopowych (tzw. wczasy pod gruszą). To rozwiązanie ma dotyczyć pracodawców, którzy odnotują wskazane wcześniej spadek obrotów lub wzrost obciążeń funduszu płac oraz porozumieją się w tej sprawie z reprezentatywnymi związkami zawodowymi (jeśli działają w firmie).

– Świadczenia z ZFŚS to domena pracodawców publicznych. W prywatnych przedsiębiorstwach dominuje model wsparcia socjalnego w formie benefitów – wskazuje Katarzyna Siemienkiewicz.

Limitowanie odpraw i zawieszanie świadczeń z ZFŚS – podobnie jak opisane wcześniej zmiany w obniżaniu czasu pracy i wprowadzaniu przestoju – nie były postulatami organizacji pracodawców (a na pewno nie najbardziej wyczekiwanymi). Zaskoczeniem dla nich była też możliwość jednostronnego wypowiadania umów o zakazie konkurencji (tarcza 4.0 przewiduje, że uprawnienie takie ma przysługiwać pracodawcy – „Pracodawca szybko wypowie lojalkę” w DGP nr 107/220). Przyczyny wprowadzania tego typu przepisów są też niejasne dla związków zawodowych. One najostrzej skrytykowały tarczę 4.0.

– Te propozycje są niezrozumiałe. Wprowadza się je z opóźnieniem, w sytuacji gdy według przedstawicieli rządu pokonaliśmy już koronawirusa. A dotyczą przecież rozwiązań, które ewentualnie mogłyby być stosowane w krytycznym, szczytowym okresie pandemii. Na dodatek znaczna ich część pogorszy warunki pracy w sektorze publicznym – podsumowuje Grzegorz Sikora, dyrektor ds. komunikacji Forum Związków Zawodowych. 

]]

Pracodawca zyska możliwość wydłużenia postojowego i wysłania na zaległy urlop. Emilewicz o tarczy 4.0

W projekcie nowych rozwiązań, które mają pomóc przedsiębiorcom podczas epidemii, w tzw. Tarczy 4.0 rząd zaproponował nowe rozwiązania dotyczące wykorzystania zaległych urlopów wypoczynkowych – poinformowała w środę w Sejmie wicepremier i minister rozwoju Jadwiga Emilewicz.

<![CDATA[

"Wprowadzamy ułatwienia dla przedsiębiorców w zakresie możliwość wykorzystywania zaległych urlopów. (...) Przepisy te konsultowaliśmy ze stroną pracowniczą i stroną pracowniczą, w odpowiedzialny sposób zgodziła się na te zapisy, które zaproponowaliśmy" - powiedziała wicepremier.

Dodała, że nie są to rozwiązania skierowane przeciw pracownikom.

Projekt zmian w przepisach zakłada, że w okresie obowiązywania stanu zagrożenia epidemicznego lub stanu epidemii, ogłoszonego z powodu COVID-19, pracodawca może udzielić pracownikowi, w terminie przez siebie wskazanym, bez uzyskania zgody pracownika i z pominięciem planu urlopów, urlopu wypoczynkowego niewykorzystanego przez pracownika w poprzednich latach kalendarzowych, w wymiarze do 30 dni.

Z wypowiedzi Emilewicz wynika, że wprowadzono również możliwość wydłużenia tzw. postojowego do 12 miesięcy, kiedy przedsiębiorca istotnie mierzy się z problemami podczas trwania epidemii oraz kiedy wyrażą na to zgodę organy przedstawicielskie pracowników.

]]

Zasiłek opiekuńczy od 25 maja nie dla rodziców dzieci do lat 8. Prawnicy wyjaśniają dlaczego, Ministerstwo Rodziny ma inne zdanie

Od 25 maja 2020 roku rodzicom dzieci do lat 8, którzy korzystali z dodatkowego
zasiłku opiekuńczego, nie będzie on już przysługiwać. To efekt wprowadzonej tarczy antykryzysowej 3.0. Dodatkowy zasiłek do 14
czerwca 2020 roku będzie dalej wypłacany rodzicom dzieci z
niepełnosprawnością, w tym rodzicom będącym funkcjonariuszami i
rolnikami. Prawnicy nie mają wątpliwości. MRPiPS stoi jednak na stanowisku, że nic się nie zmieni. 

<![CDATA[

W tekście Zasiłek opiekuńczy już nie dla rodziców dzieci do lat 8? Ważne zmiany w tarczy antykryzysowej opublikowanym na gazetaprawna.pl 20 maja, adwokat Paweł Halabowski wyjaśnił szczegółowo, dlaczego z dniem 25 maja rodzice dzieci do lat 8 stracą uprawnienia do pobierania dodatkowego zasiłku opiekuńczego.

Przypomnijmy w skrócie:

Ustawa z dnia 2 marca 2020 r. o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19, innych chorób zakaźnych oraz wywołanych nimi sytuacji kryzysowych w każdej jej wersji regulowała kwestię dodatkowego zasiłku opiekuńczego w artykule 4 wyraźnie wskazywała: „W przypadku zamknięcia żłobka, klubu dziecięcego, przedszkola, szkoły lub innej placówki, do których uczęszcza dziecko, albo niemożności sprawowania opieki przez nianię lub dziennego opiekuna z powodu COVID-19, ubezpieczonemu zwolnionemu od wykonywania pracy oraz funkcjonariuszowi, o którym mowa w ust. 4, zwolnionemu od pełnienia służby, z powodu konieczności osobistego sprawowania opieki nad:1) dzieckiem, o którym mowa w art. 32 ust. 1 pkt 1 ustawy z dnia 25 czerwca 1999 r. o świadczeniach pieniężnych z ubezpieczenia społecznego w razie choroby i macierzyństwa (Dz. U. z 2019 r. poz. 645 i 1590),2)dzieckiem legitymującym się orzeczeniem o znacznym lub umiarkowanym stopniu niepełnosprawności do ukończenia 18 lat albo dzieckiem z orzeczeniem o niepełnosprawności lub orzeczeniem o potrzebie kształcenia specjalnego - przysługuje dodatkowy zasiłek opiekuńczy przez okres nie dłuższy niż 14 dni”.

Ale...

25 maja art. 4 ustawy z 2 marca 2020 zostanie zastąpiony art. 46 ustawy z 14 maja 2020 r. czyli z tzw. tarczy 3.0.

Ustawa z dnia 14 maja 2020 r. o zmianie niektórych ustaw w zakresie działań osłonowych w związku z rozprzestrzenianiem się wirusa SARS-CoV-2 weszła w życie 18 maja 2020 roku, ale nie wszystkie jej postanowienia. Regulacje związane z dodatkowym zasiłkiem opiekuńczym zgodnie z art. 76 ustawy wchodzą w życie z dniem 25 maja 2020 roku.

W przywołanym wyżej tekście, mec. Halabowski zwrócił uwagę, że artykuł 46 ustawy tzw. Tarczy Antykryzysowej 3.0 zlikwidował możliwość korzystania z dodatkowego zasiłku opiekuńczego przez rodziców dzieci do lat 8.: "W przypadku zamknięcia żłobka, klubu dziecięcego, przedszkola, szkoły lub innej placówki, do których uczęszcza dziecko, albo niemożności sprawowania opieki przez nianię lub dziennego opiekuna z powodu COVID-19 ubezpieczonemu zwolnionemu od wykonywania pracy oraz funkcjonariuszowi, o którym mowa w ust. 4, zwolnionemu od pełnienia służby z powodu konieczności osobistego sprawowania opieki nad dzieckiem legitymującym się orzeczeniem o znacznym lub umiarkowanym stopniu niepełnosprawności do ukończenia 18 lat albo dzieckiem z orzeczeniem o niepełnosprawności lub orzeczeniem o potrzebie kształcenia specjalnego przysługuje dodatkowy zasiłek opiekuńczy przez okres nie dłuższy niż 14 dni”.

A to oznacza tylko jedno: Ustawodawca wymienia wyłącznie dzieci z niepełnosprawnością.

Doszło do zmiany ustawy

Dr hab. Jacek Zaleśny, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego nie ma wątpliwości. - Doszło do bezpośredniej zmiany ustawy, w wyniku czego rodzice dzieci, które nie dysponują orzeczeniem o niepełnosprawności utracili zasiłek opiekuńczy. Wyjaśnienie ministerstwa nie ma podstawy prawnej, bo to co proponuje jest działaniem niemającym umocowania w obowiązującej ustawie. Tej grupie społecznej prawo do zasiłku zostało odebrane i nie ma możliwości prawnej, aby wbrew ustawodawcy, w trybie rozporządzenia prawa te zostały zachowane. Wyjaśnienia ministerstwa nie są prawotwórcze, w tym - nie mają mocy zmieniania ustawy. Zaleśny zwraca też uwagę, że w ostatnich latach rozpleniło się urzędowe wyjaśnianie obowiązującego prawa. Przypomina jednak, że: - Takie wyjaśnienia nie są aktami prawa i nie mają żadnej mocy prawotwórczej. To dotyczy też np. interpretacji prawa podatkowego. Dziesiątki tysięcy interpretacji podatkowych ingeruje w przepisy ustawy. Wkraczając w kompetencje Sejmu, ustala treść obowiązujących przepisów prawa, a nie ma ku temu żadnej prawnej podstawy. To jeden z większych problemów, które dziś dostrzegamy, kiedy to od zmiennej w czasie interpretacji organu stosującego prawo, a nie organu stanowiącego prawo, zależy treść obowiązków nałożonych na uczestników stosunków prawnych. Odnotowujemy powrót do praktyki prawa powielaczowego, rodem z PRL, niemającego umocowania w ustawie a mimo to obowiązującego. Niestety sądy administracyjne to aprobują, wbrew podstawom konstytucyjnym.

Co na to MRPiPS

Ministerstwo Rodziny stoi na stanowisku, że w kwestii beneficjentów dodatkowego zasiłku opiekuńczego nic się nie zmieniło. Poprosiliśmy więc o podanie podstawy prawnej, na którą MRPiPS się powołuje.

W mailu podpisanym ogólnikowo przez Wydział Prasowy przytoczono treść art. 4 oraz rozporządzenia z dnia 30 kwietnia 2020.

Jak mówi mec. Paweł Halabowski, częściowo można by się nawet z tą odpowiedzią zgodzić, bo prawdą jest, iż zgodnie z obowiązującymi teraz przepisami dodatkowy zasiłek opiekuńczy przysługuje na dotychczasowych zasadach zarówno dla rodziców i opiekunów dzieci do lat 8, jak i dzieci i dorosłych osób niepełnosprawnych. Tylko że przepisy obowiązujące w dniu, w którym przesłał je Wydział Prasowy MRPiPS czyli 21 maja 2020 roku stracą swoją moc 25 maja 2020 roku. Wtedy wejdzie w życie przepis zawarty w art. 46 ustawy o tzw. tarczy antykryzysowej 3.0 i zaczną obowiązywać nowe, w których na próżno szukać tej grupy dotąd uprawnionej do świadczenia. - W przepisie, który ma obowiązywać od 25 maja 2020 roku nie ma jakiegokolwiek odwołania do opieki nad dzieckiem, o którym mowa w art. 32 ust. 1 pkt 1 ustawy z dnia 25 czerwca 1999 r. o świadczeniach pieniężnych z ubezpieczenia społecznego w razie choroby i macierzyństwa (Dz. U. z 2019 r. poz. 645 i 1590) a więc dzieckiem do 8 roku życia – mówi Halabowski. - Dotychczasowy przepis, na podstawie którego właściwe miejscowo Zakłady Ubezpieczeń Społecznych wypłacały rodzicom dzieci do 8. roku życia dodatkowy zasiłek opiekuńczy, przestanie obowiązywać od dnia 25 maja 2020 roku.

Ministerstwo w swojej odpowiedzi powołuje się też na rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 30 kwietnia 2020 r. w sprawie określenia dłuższego okresu pobierania zasiłku opiekuńczego w celu przeciwdziałania COVID-19 (Dz. U. poz. 790) w związku z ograniczonym otwarciem żłobków i przedszkoli od dnia 6 maja br. „Prawo do dodatkowego zasiłku opiekuńczego zostało przedłużone do 14 czerwca br. Zgodnie z obowiązującymi przepisami dodatkowy zasiłek opiekuńczy przysługuje na dotychczasowych zasadach zarówno dla rodziców i opiekunów dzieci do lat 8 oraz dzieci i dorosłych osób niepełnosprawnych. I zapewnia nas, że „Dodatkowy zasiłek opiekuńczy przysługuje w przypadku zamknięcia żłobka, klubu dziecięcego, przedszkola, szkoły lub innej placówki. Będą mogły z niego skorzystać również osoby, które nie mają możliwości zapewnienia opieki przez wymienione placówki z powodu czasowego ograniczenia ich funkcjonowania w związku z COVID-19, oraz w przypadku, gdy, ubezpieczony podejmie decyzję o osobistym sprawowaniu opieki nad dzieckiem.

I znowu, jak mówi mec. Halabowski, jest to częściowo prawda. - Prawo do dodatkowego zasiłku opiekuńczego zostało przedłużone do 14 czerwca br. Wynika to z rozporządzenia Rady Ministrów z dnia 14 maja 2020 roku (Dz. U. 2020 poz. 855 i 856), które to rozporządzenie mogło zostać wprowadzone na podstawie ustawy o tzw. tarczy antykryzysowej a dokładnie na podstawie art. 4 ust. 3. Należy podkreślić tę zależność: to jedynie dzięki ustawie rozporządzenia o takim zakresie mogły zostać wprowadzone. Bez odpowiedniego odwołania w ustawie żadne rozporządzenie nie ma racji bytu. W tych właśnie rozporządzeniach dodatkowy zasiłek opiekuńczy, o którym mowa w art. 4 ust. 1 i 1a oraz art. 4a ust. 1 ustawy o tzw. tarczy antykryzysowej w wersji 3.0 może zostać przedłużony. Jednak w tych artykułach od dnia 25 maja 2020 roku nie będzie już regulacji, dzięki której rodzicom dzieci do 8. roku życia będzie przysługiwał dodatkowy zasiłek opiekuńczy - zwraca uwagę. I przypomina, że to rozporządzenie musi zmierzać do wykonania ustawy. Nie może być ani sprzeczne z ustawą (np. przez wprowadzenie rozwiązań nieznanych ustawie), ani nie może wykraczać poza zakres delegacji. Zatem rozporządzenie Rady Ministrów w żaden sposób nie może zmieniać ustawy o Tarczy Antykryzysowej 3.0.

Kompetencje ustawodawcze i wykonawcze

Na tę zasadniczą kwestię zwraca też uwagę prof. Marek Chmaj, konstytucjonalista z Wydziału Prawa Uniwersytetu SWPS. - Skoro ustawa nie daje uprawnień do wypłaty określonej grupie świadczeniobiorców, to na podstawie rozporządzenia nie można tego świadczenia przyznać. Rozporządzenie jest wydawane na podstawie upoważnienia wydanego w ustawie w celu wykonania ustawy. Rozporządzenie nie może zastępować ustawy ani nie może wchodzić w materie ustawowe. Prof. Chmaj przypomina jednak, że udowadniano nam już, iż na podstawie rozporządzenia ministra zdrowia można wprowadzić stan epidemii, zawiesić prawa konstytucyjne, które mogą być ograniczone tylko w czasie trwania stanu nadzwyczajnego. - W sytuacji takiej nonszalancji konstytucyjnej różne organy władzy publicznej mogą podjąć kroki nawet zmierzające do tego, by rozporządzenie wchodziło w materię ustawową. Ale pamiętajmy, że takie rozporządzenie wydawane przez ministra niezgodnie z ustawą narazi go na odpowiedzialność nie tylko karną, ale przed Trybunałem Stanu - przypomina prof. Chmaj.

Dr hab. Jacek Zaleśny zwraca też uwagę na inną perspektywę - pracowników administracji publicznej, którzy typu świadczenie mieliby wypłacać. - Byłoby to działanie bez właściwej podstawy prawnej czyli de facto delikt, naruszenie przepisów ustawy. Można by nawet mówić o naruszeniu przepisów prawa karnego z art. 231 k.k., w postaci przekroczenia uprawnień przez funkcjonariusza publicznego. Funkcjonariusz publiczny, który swoim działaniem narusza przepisy ustawy, popełnia delikt. Gdyby zdarzyło się, że te zasiłki byłyby wypłacane, to ten stan faktyczny nie ma umocowania w przepisach, a zgodnie art. 7 Konstytucji RP organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa. Z tego tytułu osoby, które tego typu czynności wykonywałyby , naruszałyby przepisy ustawy i mogły być pociągnięte do odpowiedzialności karnej. W rachubę wchodziłoby także naruszenie dyscypliny finansów publicznych.

Na stronie MRPiPS nadal dostępne jest wyjaśnienie: "Prawo do dodatkowego zasiłku opiekuńczego zostało przedłużone do 14 czerwca br. Zgodnie z obowiązującymi przepisami dodatkowy zasiłek opiekuńczy przysługuje na dotychczasowych zasadach zarówno dla rodziców i opiekunów dzieci do lat 8 oraz dzieci i dorosłych osób niepełnosprawnych". - Nawet jeśli te pieniądze będą wypłacane, to bez podstawy ustawowej - mówi prof. Chmaj. - W wyniku niedoróbki ustawowej, osoby które do niedawna pobierały określone świadczenie, z powodu winy ustawodawcy pobierać go nie będą. Te osoby mają prawa nabyte i mogą oczekiwać ich realizacji. To że w ustawie jest błąd, obciąża tylko ustawodawcę, natomiast minister nie może, nawet przy dobrych chęciach, ustawodawcy zastępować. Po to jest władza ustawodawcza i wykonawcza, by każda z nich realizowała swoje kompetencje  - przypomina Chmaj. 

]]

W czerwcu podatkowa kumulacja. Trzeba będzie zapłacić odroczone i bieżące należności

Czerwiec będzie trudnym miesiącem dla przedsiębiorstw, które straciły na epidemii koronawirusa. Firmy będą musiały zapłacić zarówno odroczone, jak i bieżące podatki – pisze czwartkowa “Rzeczpospolita”.

<![CDATA[

Gazeta przypomina, że 1 czerwca to dla pracodawców ostatni dzień na odprowadzenie podwójnych zaliczek na PIT pobranych z marcowych i kwietniowych wynagrodzeń, zarówno pracowników, jak i zatrudnionych na umowach o dzieło czy zleceniach. Także w tym terminie przedsiębiorcy rozliczający się PIT i CIT muszą zapłacić podatek za zeszły rok. Najbogatsi do 1 czerwca muszą też odprowadzić daninę solidarnościową. Po wprowadzeniu stanu epidemii Ministerstwo Finansów w przepisach antykryzysowych przesunęło terminy płatności tych zobowiązań właśnie do 1 czerwca.

Cytowany przez dziennik Łukasz Czucharski z Pracodawców RP zauważył, że przesunięcie tych terminów było dobrym posunięciem, ponieważ w momencie zamrożenia gospodarki wiele firm z dnia na dzień straciło możliwość zarobku. Sytuacja przedsiębiorców od tego czasu jednak się nie poprawiła. Wielu ciągle nie może prowadzić normalnej działalności.

Przedsiębiorców czekają w czerwcu także bieżące zobowiązania. Zdaniem Czucharskiego, wiele firm może nie wytrzymać tej czerwcowej kumulacji i potrzebne byłoby kolejne przesunięcie terminów, choćby na odprowadzenie zaliczek na PIT od pracowniczych wynagrodzeń.

Ministerstwo Finansów nie udzieliło odpowiedzi na pytanie, czy planuje kolejne odroczenie terminów.

]]